Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli w opracowaniu niniejszego tekstu. Mamy nadzieję, iż zainspiruje on wiele przemyśleń, refleksji nad polską historią najnowszą – oraz stanie się przedmiotem wielu „nocnych rozmów Polaków”. Tekst jest obszerny, niestety omówienie wszystkich ważniejszych kwestii związanych z „kolorowymi rewolucjami” i tym, jak los narodu polskiego wpisuje się w ich logikę nie jest możliwe w sposób bardziej zwarty. Zachęcamy czytelników do zapoznania się z całym opracowaniem.
Redakcja PMN
„Aksamitne rewolucje” a suwerenność narodów i państw. Ogólna charakterystyka „kolorowych rewolucji”.
Sprawa Ukrainy powinna stać się pretekstem do debaty na temat obrony suwerenności1 narodu2 i instytucji tego narodu przed agresorami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Jako taka musi znaleźć się w kręgu zainteresowań każdego Polaka, szczególnie – Polaka myślącego w kategoriach polskiego interesu narodowego. Analiza problemu Ukrainy jest konieczna nie tylko z powodu jaskraowści naruszenia przez ośrodki zewnętrzne suwerennosci tego państwa, nie tylko dlatego, iż podobna komedia „spontanicznego buntu społecznego” była odgrywana już dziesiątki razy we wszystkich zakątkach globu, gdzie sięgają wpływy tzw. „wolnego świata”. „Spontaniczne bunty społeczne” występują tam, gdzie miejscowy „niewolny świat” zaczyna prowadzić politykę zorientowaną na dobro własnego narodu, a nie – interesy »właścicieli« USA i jego europejskich satelitów oraz »ichnich« wielkich korporacji (zob. koniecznie: „Operacja Ajax„, patrz też Wyznania ekonomicznego hitmana, gdzie J. Perkins demaskuje kulisy neokolonializmu). Sprawa ta wymaga starannej analizy przez Polaków dlatego, iż jeśli kiedykolwiek jeszcze odzyskają władzę na ziemiach polskich, odsuwając zainstalowane tu »elity«, obce ośrodki i ich agenturę wpływu, staną się celem identycznego ataku, jak ten, który już dwukrotnie przetoczył się przez Ukrainę, wcześniej zaś zdewastował Serbię. Atak ten będzie przebiegał według tego samego scenariusza, dopracowywanego latami do perfekcji (zob.: Historia kolorowych rewolucji), pod hasłami walki o „wolność”, „demokrację” i „prawa człowieka”, niezależnie od bezzasadności tych haseł. Niektóre państwa, jak np. Białoruś, Rosja i Wenezuela, zdołały oprzeć się atakom, co oznacza, iż sytuacja w Polsce po hipotetycznym odzyskaniu suwerenności przez naród polski będzie trudna, ale nie – beznadziejna.
Poniższa analiza jest ważna także z innego powodu. Polacy, wskutek trwającego od roku 1980 prania mózgów przez propagandę opracowaną za oceanem (serwowaną przez RWE i lokalne, aktualnie „prawicowe”, »elity intelektualne«), zatracili kompletnie zdolność analizy sytuacji rewolucyjnych i buntów społecznych w kategoriach instytucji, umów społecznych i interesu ogólnonarodowego. Buntownicy, szczególnie ci inspirowani i wspierani z zewnątrz, praktycznie nigdy nie reprezentują interesu narodowego – a praktycznie zawsze – interes ośrodków zagranicznych i interes zainstalowanej wewnątrz danego państwa »grupy interesu«. jeżeli ci buntownicy pojawili się samorzutnie, to wsparcie zewnętrzne, które jest im udzielane, ma swoją cenę – cenę, którą zapłaci naród, który pozwoli sobie tych „rewolucjonistów” zainstalować u władzy. jeżeli buntownicy byli od początku zatrudnieni do „pracy rewolucyjnej” przez ośrodki zewnętrzne, to nikt przy zdrowych zmysłach nie może oczekiwać, iż realizowana przez tych buntowników polityka będzie czymś innym, niż działaniem w interesie mocodawców. „Szlachetni buntownicy” powstający bohatersko przeciw „tyranom” i „dyktatorom” to najczęściej medialne bajki dla opinii publicznej, serwowane przez tych, którzy chcą obrabować „wyzwalane” narody ze środków produkcji i bogactw naturalnych. Grabież ułatwiają skutki uboczne „kolorowych rewolucji” – podważenie zaufania społecznego do państwa i jego instytucji, demoralizacja ich pracowników i podłamanie lojalności na wszystkich szczeblach administracji, demoralizacja służb porządkowych, stworzenie społecznego przyzwolenia dla łamania prawa (to centralny element „kolorowej rewolucji”) i ogólny porewolucyjny chaos. Społeczeństwo w nowej rzeczywistości znajduje się w szoku i przez pewien czas, zdezorientowane, nie jest w stanie skutecznie bronić swojego majątku narodowego ani swoich praw (pracowniczych, edukacyjnych, socjalnych) przed działaniami dawno przygotowanych przez ośrodki zagraniczne na tą okazję „ekspertów” i „reformatorów” – czekających w instytucjach »międzynarodowych« z gotowymi pakietami „trudnych, ale koniecznych reform” (patrz np. Prywatyzacja po polsku: zachodni eksperci zszokwani polską prywatyzacją). „Kolorowa rewolucja” jest więc narzędziem realizacji tego, co Naomi Klein opisuje jako „doktrynę szoku” (patrz film „Doktryna szoku” lub książka pod tym samym tytułem). Celem sponsorów i mocodawców „kolorowych rewolucji” jest właśnie wywołanie takiego stanu – szoku, dezorientacji, dezorganizacji społeczeństwa i jego instytucji, zachwianie normami, wartościami społeczeństwa i jego moralnością. Chodzi o skorumpowanie i zdemoralizowanie elit oraz aparatu administracyjnego – naturalnych strażników majątku narodowego i dobra publicznego. Nic nie korumpuje doskonalej, niż udział w „prywatyzacji”, która jest nieodmiennie składnikiem „trudnych reform” serwowanych przez „społeczność »międzynarodową«” zaraz po „wyzwoleniu” spod „tyranii”. Oczywiście korupcja elit (w tym ewentualnych oligarchów) może zacząć się dużo wcześniej, zakulisowo, a „rewolucja” jest tylko metodą zainstalowania wcześniej przygotowanego garnituru, pozostającego dotychczas w cieniu (to nie są liderzy „rewolucji”, ale „bezpartyjni fachowcy”, „apolityczni eksperci”, którzy przypadkiem są np. stypendystami Fullbright’a, absolwentami Chicago University, eks-dyrektorami Goldman-Sachs itp.). W efekcie „rewolucji” planowo wyzyskiwane jest przyzwolenie elit na grabież – połączone z biernością zdezorientwanych mas, które, wcześniej pozyskane rewolucyjną demagogią10, obietnicą raju na ziemi, teraz są informowane, iż muszą zaakceptować „reformy”, dziwnym trafem jakoś nie poprawiające ich bytu (czy np. Ukraińcy idąc w grudniu 2013 na Majdan przewidywali, iż protestując w istocie domagają się, na żądanie MFW, podwojenia cen gazu ziemnego w swoich kuchniach?), za to wielce poprawiające byt »międzynarodowego« kapitału. Znamy ten scenariusz z Polski po roku 1989? Koncepcja „kolorowej rewolucji” („aksamitnej rewolucji”) nie została opracowana z myślą o wdrażaniu jakiegokolwiek ustroju społecznego, „demokratyzacji”, czy „budowy społeczeństwa obywatelskiego”, jak usiłują wmawiać „eksperci”, dziennikarze i dyżurni politycy przy okazji kolejnych przewrotów wykorzystujących „wolne od przemocy” techniki prof. Gene’a Sharp’a (G. Sharp, „Od dyktatury do demokracji. Drogi do wolności.”, zobacz też film “Jak się robi rewolucje”)5. Takie opinie komentatorów serwowano polskiemu społeczeństwu także przy okazji tegorocznych zajść w Kijowie. W rzeczywistości ruchy wykorzystywane do przeprowadzania „pokojowych” przewrotów z reguły nie posiadają żadnej ideologii, żadnego realistycznego, pozytywnego programu politycznego ani gospodarczego, obok górnolotnych ogólników (walka o „demokrację” i „prawa człowieka”) i (stawianych niekiedy) niespełnialnych roszczeń (vide np. list otwarty do doradców Solidarności), są czystym sprzeciwem, czystą negacją istniejącego porządku. Taki stan rzeczy jest pożądany z kilku powodów:
- tworzenie ruchów społecznych (szczególnie młodzieżowych, jak „Otpor” i jemu podobne) wokół emocji, żerowanie na niezadowoleniu (kto jest w pełni zadowolony ze status quo?), na potrzebie asocjacji (przynależenia do grupy), zdobycia uznania i sławy (przykładowo w serbskim „Otporze” wyglądało to tak: (…) Strach przed pobiciem i aresztowaniem przezwyciężano też dzięki tworzeniu poczucia rywalizacji i konkurencji. ‚Gdy cię aresztują, możesz się tylko cieszyć! Zorganizowaliśmy konkurs, którego zwycięzcą zostawał aktywista aresztowany największą ilość razy. Mnie aresztowano tylko 7 razy. Kolegę, który wygrał – 37 razy w ciągu sześciu miesięcy’ – śmieje się Milos. Młodzi odczuwali dumę z powodu przynależności do ruchu, ponieważ dzięki uczestnictwie w protestach choćby najbardziej nieśmiali mogli w przypadku aresztowania czy pokazania w mediach stać się nagle popularni w swoim miejscu zamieszkania. (…)6 – to były zaprojektowane przez socjopsychologów „zabawy” dla serbskiej młodzieży – w PRL doby „Solidarności” i początków stanu wojennego działał podobny mechanizm psychologiczny, tyle, iż obok młodzieżowego rywalizowania na „odwagę” w utarczkach z ZOMO, rywalizowano w strajkowaniu: „Lech Wałęsa w listopadzie 1981 powiedział: ‚Ja jeden strajk gaszę, a 10 ekip jeździ i nowe rozpala’. Istotnie to była swego rodzaju „licytacja strajkowa”. Region, miasto, zakład pracy, w których strajku jeszcze nie było,musiały „nadrabiać zaległości”. Pretekst znajdowano nieraz ‚na siłę’.”7 – z dzisiejszej perspektywy zadziwia, jak łatwo dorosłym Polakom „sprzedano” rywalizację w niszczeniu gospodarki własnego narodu jako licytaję na „patriotyzm” i „bohaterstwo” [vide przypis 10]) jest łatwe, przekonanie do programu pozytywnego jest trudne, bo wymaga zapoznania się mas z większą ilością informacji i wyrobienia sobie pozytywnej opinii odnośnie propozycji – ludzie, niestety, starają się unikać wysiłku intelektualnego
- z punktu widzenia mechanizmów socjopsychologicznych „kolorowa rewolucja” / „aksamitna rewolucja” nie jest prądem intelektualnym ani politycznym, jest modą, stylem życia – stylem prezentowania się otoczeniu (vide „Jak się robi rewolucje” – film dokumentalny i kolorowe rewolucje a moda)
- brak pozytywnego programu uniemożliwia zaatakowanie ruchu z pozycji merytorycznych – a cały ruch od początku głównie usiłuje akcentować swoją „wyższość moralną”, która jest lepem przyciągającym zdezorientowanych młodych (i niekiedy starych) idealistów
- nie istnieje możliwość rozliczenia ruchu z jego obietnic (niespełnialne zostaną po zwycięstwie przemilczane, lub oddalone na podstawie obiektywnych przesłanek), władza, która ukonstytuuje się po przewrocie ma wolne ręce, a jej skład jest niemal dowolny (z wyłączeniem otoczenia dotychczasowych przywódców)
- społeczeństwo nie ma możliwości porównania oferty rewolucjonistów z ofertą funkcjonujących władz, nie ma możliwości oceny ani wyboru rozwiązań korzystniejszych długofalowo
- organizację rewolucjonistów, po zrealizowaniu jej jedynego postulatu – zniszczenia funkcjonującego systemu władzy – można łatwo odsunąć w polityczny niebyt, bo ludzie po rewolucji zaczynają zadawać pytanie co dalej, a „kolorowi rewolucjoniści” nie otrzymali w tej sprawie żadnych wytycznych od mocodawców, mieli być tylko taranem, który skruszy porządek społeczny
- łatwiej jest pozyskać dla „kolorowej rewolucji” szerokie poparcie wszystkich niezadowolonych, niezależnie od ich, często wzajemnie wykluczających się, wizji „świata po rewolucji” (co w dużej mierze gwarantuje, iż ruch przeprowadzający „kolorową rewolucję” gwałtownie zniknie ze sceny politycznej, bo tworzące go środowiska nie będą potrafiły wystąpić wspólnie z żadnym programem pozytywnym – dlatego serbski „Otpor” nigdy nie doszedł do władzy, podobnie jak gruzińska „Khmara”8, dlatego w Kirgizji [ruchy „Kel-Kel” i „Birge”] długo nie mógł ukonstytuować się żaden ośrodek władzy, dlatego wreszcie sama „Solidarność” nie odegrała już poważniejszej politycznej roli po roku 1989 – nie taki był cel jej twórców, promotorów i sponsorów9), ponadto „rewolucjoniści” są, w zakresie ideologicznym i programów pozytywnych, zbyt podzieleni wewnętrznie by stworzyć organizację polityczną, a nie – mniej lub bardziej zinstytucjonalizowany, doraźnie scalony, bunt społeczny

Na zdjęciu: Majdan, Ukraina, Kijów, XII 2013.
Luki ideologiczne i pustkę programową „kolorowi rewolucjoniści” wypełniają na najróżniejsze sposoby, starannie jednak unikając odwołań do racjonalizmu odbiorców ich przekazu. Żerują na sentymentach, emocjach i światopoglądzie swoich ofiar. W społecznościach religijnych wiara zostanie cynicznie wprzęgnięta do machiny propagandowej „bojowników o wolność, demokrację i prawa człowieka”.
W tym miejscu można zastanowić się, jak to się stało, iż naród polski okazał się szczególnie podatny na „kolorową rewolucję” i jej pustą, demagogiczną agitację. Polacy, ze względu na swoją historię – i specyficzny sposób jej nauczania oraz dyskutowania o niej – są narodem szczególnie podatnym na sterowanie emocjonalno-religijne (wykorzystuje to od kilkunastu lat obóz medialno-polityczny zgrupowany wokół partii »Prawo« i »Sprawiedliwość«). Jednocześnie, częściowo wskutek dominacji emocji w świadomości narodowej, a częściowo wskutek zanarchizowania i zantagonizowania z własnym państwem (spadek po zaborach, okupacji, antypaństwowym wydaniu „antykomunizmu” w PRL i likwidacji wspólnoty interesów na linii obywatel-państwo w III RP) nie jest naród polski w stanie mysleć w kategoriach interesu wspólnego – ekonomicznego, politycznego i demograficznego, co w długoterminowej perspektywie skazuje go na zagładę. Stawka w walce o zbiorową świadomość narodu jest więc wysoka. Polacy nie wyzwolili się jeszcze intelektualnie z fałszywej, insurekcyjno-opozycyjnej koncepcji prowadzenia polityki narodowej – i przez jej pryzmat pojmują nie tylko własną historię, ale i usiłują interpretować historię innych narodów – oraz bieżącą geopolitykę. Taki stan (nie)świadomości narodowej uniemożliwia im wyciągnięcie wniosków z własnych narodowych klęsk, takich, jak Powstanie Styczniowe, Powstanie Listopadowe czy Powstanie Warszawskie. Uniemożliwia też prawidłową ocenę finansowanej i sterowanej z Waszyngtonu (a wspomaganej przez Watykan) „kolorowej rewolucji”, którą była … „Solidarność”, ani nie pozwala dostrzec, czym z punktu widzenia polskiego interesu narodowego było „obalenie” „komunizmu” (patrz również Co wygania Polaków z III RP? i Jak zniszczono polski przemysł, pozbawiono Polaków pracy i wygnano ich z Polski). Pora przestać wierzyć w spontanicznosć rożnych „oddolnych ruchów społecznych” (patrz Tabela 1) – co gorsza, pora zacząć uważniej przyglądać się »korzeniom« i źródłom finansowania polskiego „oddolnego ruchu społecznego” (patrz „Wielki szmugiel” w „Sekrety Watykanu …”; o zakresie pomocy finansowej udzielonej »polskiej« „kolorowej rewolucji” przez »rządzących USA« za pośrednictwem najróżniejszych agend i organizacji [m. in. CIA, NED i AFL-CIO] do dziś wiadomo bardzo niewiele, także o rozmiarach zaangażowania finansoweego i logistycznego Watykanu; o samym „Świętym przymierzu” CIA – KRK pisał C. Bernstein w artykule „The Holy Alliance” [tyg. TIME, 24.VI.2001], natomiast w książce „Postwar: A History of Europe Since 1945” T. Judt szacuje, iż Solidarność otrzymała ok. 50 mln USD [str. 589], interesujące, anonimowe opracowanie w j. angielskim można przeczytać tu: Covert Support To Solidarity In Poland).
Każda z „kolorowych rewolucji”, obok pieniędzy otrzymuje wsparcie służb wywiadowczych, dyplomacji oraz – rzecz jasna – mediów USA i reszty „wolnego świata”. Wsparcie finansowe i organizacyjne przebiega za parawanem całego wachlarza fundacji i organizacji „pozarządowych” – w tej części, w której w ogóle jest możliwe do śledzenia, polskie doświadczenia z tekturowymi pudłami dolarów za Kiejkuty wskazują, iż przepływy mogą być znacznie większe (patrz przypis 4).
Khmara (Gruzja), „rewolucja róż” | „(…) Finansowanie działalności ‚Khmary’, jak i całej ‚rewolucji róż’, pozostaje tematem niesłychanie delikatnym. Nie szukając choćby oficjalnych dowodów, rosyjscy dziennikarze cytowali jednego z przywódców ruchu Georgija Kandelakiego, który podał do wiadomości, iż ruch studencki finansowany był przez Fundację Sorosa. Prasa rosyjska twierdziła również, iż ponad dwa tysiące aktywistów ‚Khmary’ oraz tysiąc pięciuset członków partii Ruch Narodowy Micheila Saakaszwiliego szkolonych było przez ‚Otpor’ w zakresie metod oporu bez przemocy. Niektórzy spośród przywódców opozycji gruzińskiej, w tym Saakaszwili i Żwanija, udawali się do Serbii. Z kolei prasie gruzińskiej udało się ustalić, iż koszty tych podróży ponosiła amerykańska organizacja pozarządowa National Democratic Institute, a dokładniej jej filia w Tbilisi kierowana przez niejakiego Marca Malena. W wywiadzie udzielonym rosyjskiemu tygodnikowi Itogi Micheil Saakaszwili potwierdził, że ruch ‚Khmara’ otrzymywał pieniądze od Fundacji George’a Sorosa, a jednocześnie zaprzeczył, jakoby fundacja ta finansowała także gruzińską opozycję polityczną (…)”8 |
Otpor (Serbia) | „(…) Przedstawiciel amerykańskiego National Endewment for Democracy (Narodowy Fundusz na rzecz Demokracji – NED), Paul B. McCarthy, potwierdził, iż od sierpnia 1999 r. ‚do Otporu zaczęły spływać dolary’. Podkreślił, iż w latach 1998-2000 NED przeznaczył ponad 3 miliony dolarów na finansowanie serbskich ruchów demokratycznych, a ‚Otpor’ był głównym odbiorcą tych funduszy. Spotykał się z przywódcami ruchu w Czarnogórze i na Węgrzech – rozmawiał głównie ze Slobodanem Homenem, odpowiedzialnym w ‚Otporze’ za stosunki z zagranicą. Homen potwierdził, iż finansowanie to miało miejsce – przyznał też, iż jego organizacja otrzymywała pieniądze od organizacji pozarządowych i rządów państw zachodnich. (…)
Kolejna amerykańska organizacja, USAID (United States Agency for International Development – Amerykańska Agencja ds. Międzynarodowego Rozwoju), ogłosiła, iż w budżecie na rok 2000 przewidziano 25 milionów dolarów na pomoc w demokratyzacji Serbii. Jej przedstawiciele potwierdzili, iż setki tysięcy dolarów skierowano bezpośrednio do ‚Otporu’ na takie cele, jak druk afiszy wyborczych czy produkcja koszulek z logo ruchu. Z kolei przedstawiciele Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego z siedzibą w Waszyngtonie, finansowanego częściowo z USAID, opowiadali o dziesięciu spotkaniach, jakie odbyli z przywódcami ruchu studenckiego w Czarnogórze i na Węgrzech począwszy od października 1999 r. Część ogólnej kwoty 1,8 miliona dolarów, którą USAID przeznaczył na pomoc Serbii w 1999 r., przekazano bezpośrednio do ‚Otporu’ (…)„8a |
„Pora” (Ukraina), „pomarańczowa rewolucja” | „(…) W raporcie przedstawiającym roczny bilans kampanii ‚Pora’ członkowie ruchu zaznaczyli, iż zachodnie organizacje pozarządowe – Fundacja George Marshalla (USA), Freedom House (USA), International Development Agency (Kanada) – sfinansowały szkolenia działaczy. Jednocześnie przyznali, iż od wymienionych organizacji łącznie uzyskali sumę względnie skromną – zaledwie 130 000 euro. Jak podkreślali członkowie ruchu, ‚Pora’, w odróżnieniu od ‚Otporu’ czy ‚Khmary’, finansowana była głównie ze środków krajowych, zwłaszcza przez szefów przedsiębiorstw, pamiętających jeszcze, jak na początku lat 90. Sami uczestniczyli w ruchach studenckich. Finansowanie często nie odbywało się bezpośrednio – przedsiębiorstwa brały na siebie druk broszur, produkcję naklejek, wysyłkę broszur i plakatów oraz koszty połączeń telefonicznych. Całkowita wartość tej pomocy oceniona została na 5 milionów euro. Ponadto ‚Pora’ wydała w ciągu kampanii wyborczej 1,2 miliona euro gotówką, z których 60% przeznaczono bezpośrednio na wsparcie logistyczne ‚pomarańczowej rewolucji’. (…)” 8b |
„Kryterium uliczne” a demokracja, umowa społeczna i suwerenność
Zanim przystąpimy do analizy różnych aspektów „kolorowej rewolucji” na Ukrainie, musimy uzmysłowić sobie, z jakim zjawiskiem, z punktu widzenia umowy społecznej – a „władza” i „państwo” to umowy społeczne – mamy w jej przypadku do czynienia. Władza w państwie o ustroju demokracji pośredniej (system parlamentarny bądź prezydencki) jest sprawowana na mocy spisanej umowy społecznej, rozproszonej w wielu dokumentach. Ustanowienie władzy i jej odwołanie, tak długo, jak długo obowiązuje i jest przestrzegana umowa społeczna, musi odbywać się zgodnie z określonymi procedurami. Określone procedury mają również zastosowanie, w przypadku, gdy działania władzy nie odpowiadają jakiejś części społeczeństwa. Nie wnikając w szczegółowe regulacje prawa ukraińskiego, dla wszystkich obiektywnego obserwatora jest oczywiste, iż biwakowanie miesiącami przed siedzibą władz, okupowanie budynków administracyjnych i budynków użyteczności publicznej, podpalanie zabudowań, opon i funkcjonariuszy policji (koktajle Mołotowa, bitwa z Berkutem, katapulta i katowanie policjantów) do zestawu środków dopuszczanych ukraińską umową społeczną nie należało. Przez trzy miesiące zorganizowana, kilku(nastu?)tysięczna grupa osób, finansowana i popierana politycznie przez „społeczność »międzynarodową«” (oraz część lokalnej oligarchii) usiłowała, przy użyciu pozaprawnych metod, wywierać nacisk na legalne władze wyłonione na mocy umowy społecznej. Wśród demonstrujących nie pojawiały się hasła wzywające do poddania decyzji w sprawie stowarzyszenia z UE pod ogólnonarodowe referendum, co można by jeszcze zrozumieć w ramach demokratycznego paradygmatu. Demonstrujący domagali się najpierw – spełnienia ich żądania i podpisania traktatu stowarzyszeniowego, bez oglądania się na opinię reszty obywateli, nieobecnych na placu. Czy był to etap „rewolucji” opłacony przez Unię Europejską, w ramach nieingerencji w suwerenne decyzje reprezentantów społeczeństwa Ukrainy i poszanowania dla systemu demokratycznego3? niedługo potem, w znacznej części zupełnie inni demonstranci – zaczęli domagać się natychmiastowego ustąpienia legalnie wybranych władz. Znów: nie – referendum, nie – rozpoczęcia przewidzianych prawem procedur – tylko dymisji na żądanie wiecujących. Ten etap „rewolucji”, gdy podburzony tłum, na drodze zamieszek obala rząd / prezydenta, jest typowy dla „przemian społecznych” sterowanych z Waszyngtonu (operacja AJAX, ostatnio – „arabska wiosna”, wcześniej „aksamitne” / „kolorowe” rewolucje m. in. Kirgistan [„rewolucja tulipanów”] i Gruzja [„rewolucja róż”]). Świat obiegła rozmowa Victorii Nuland & Geoffrey’a Pyatt’a, w której, obok sławnego „fuck the EU” (3:02) padają ważniejsze stwierdzenia – ustalany jest skład przyszłego rządu Ukrainy (0:40, 1:29), mimo, iż prawdopodobnie wciąż urzęduje rząd Azarowa (Azarow podał się do dymisji 28.I.2014, rozmowę Nuland ujawniono 4.II.2014, kiedy Partia Regionów [prezydenta Janukowycza] wciąż dysponowała demokratycznie wybraną większością parlamentarną pozwalającą na powołanie nowego premiera; Nuland i Pyatt omawiają jednak kandydatury prowodyrów stojących na czele zamieszek – jest jasne, iż celem działań EU i USA była wymiana obozu stojącego u władzy). Rozmowa amerykańskich dyplomatów nie powinna nikogo zaskakiwać – USA w podporządkowanie sobie Ukrainy zainwestowały na przestrzeni ostatnich 20 lat 5 miliardów dolarów (co potwierdza w publicznym wystąpieniu sama V. Nuland)4.
Jak widać, w przypadku Ukrainy mieliśmy do czynienia z łamaniem umowy społecznej przez obywateli państwa, którzy są sterowani przez ośrodki zewnętrzne (pośrednio bądź dzięki prowodyrów) – i jednocześnie, co oczywiste, z naruszeniem suwerenności państwa. Władze państwa mają obowiązek stać na straży umowy społecznej, która je ustanowiła – zarówno przed zagrożeniami wewnętrznymi, jak i przed zagrożeniami zewnętrznymi. Upadek Janukowycza i odsunięcie od władzy Partii Regionów (na drodze otwartego terroru politycznego – w wielu rejonach Ukrainy doszło do fizycznych napaści na członków tej partii, a choćby osoby przypadkowe, miały miejsce zabójstwa, liczne przypadki niszczenia mienia należącego do przeciwników politycznych „kolorowych rewolucjonistów” [podpalenia lokali i budynków]) dowodzą, iż legalne władze Ukrainy zawiodły obywateli w kwestii fundamentalnej – obrony kraju przed agresją z zewnątrz (agresją nowego typu, polegającą na kreowaniu i finansowaniu pseudoopozycji, która jest w pełni zależna od »międzynarodowych« „kreatorów”) i agresją wobec przyjętego ustroju, ram prawnych (czyli nie – władz, tylko systemu sprawowania władzy, bo obrzucanie funkcjonariuszy policji koktajlami mołotowa i kostką brukową czy okładanie ich stalowymi prętami to nie agresja wobec rządu, tylko porządku prawnego, samej idei państwa – bo służby porządkowe nie są w państwie demokratycznym, stroną konfliktu społecznego (także w państwach autorytarnych zwykle nie są – są natomiast w dyktaturach wojskowych typu południowoamerykańskiego, wypracowanego przez ekspertów CIA, gdzie terror policyjny jest metodą utrzymywania społeczeństwa w permanentnym szoku), one pilnują, by zmiana władz bądź ich decyzji następowała w ramach przepisów obowiązującego prawa).
Reakcja państwa
Kiedy i w jaki sposób powinny reagować siły porządkowe? Na jakie zachowania wobec sił porządkowych wolno protestującym pozwolić, a na co pod żadnym pozorem nie wolno? Jak daleko powinny posuwać się siły porządkowe wobec protestujących, którzy swoimi działaniami stwarzają zagrożenie dla zdrowia i/lub życia funkcjonariuszy (patrz ww. filmy: koktajle mołotowa, bitwa z Berkutem, katapulta i katowanie policjantów)?
Prawo większości państw reguluje sytuacje naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza na służbie inaczej niż zwykłej osoby fizycznej, kary są ostrzejsze nie ze względu na przykładanie innej miary do życia i zdrowia funkcjonariusza, tylko ze względu na to, iż atak na funkcjonariusza jest w rzeczywistości atakiem na całą społeczność, na jej porządek prawny, na spajające ją instytucje. „Znieważenie munduru” to nie wykroczenie wobec kawałka tkaniny tylko – fundamentów instytucjonalnych wspólnoty. Dodatkowo inaczej należy patrzeć na sytuację, kiedy do naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza dochodzi w sytuacji zakłócenia porządku publicznego, bez związku z walką o władzę lub forsowanie interesu politycznego jakiejś grupy (pospolite zamieszki), a inaczej, gdy celem organizatorów rozruchów jest władza i/lub obalenie akceptowanego przez większość społeczeństwa porządku prawnego.
Władze na Ukrainie dopuściły do tego, iż ataki na funkcjonariuszy były bezkarne i przybrały charakter masowy. Osoby uczestniczące w zajściach tego typu to już nie „protestujący” czy „demonstranci”, tylko zamachowcy, którzy sami wyjęli się spod prawa, już w momencie nie zastosowania się do poleceń służb porządkowych. Nie podjęto żadnych działań odpowiadających ostrością i skalą zaistniałej sytuacji. Była to w rzeczywistości zdrada narażających życie i zdrowie funkcjonariuszy oraz zdrada narodu, na straży instytucji którego ekipa rządząca miała stać na mocy umowy społecznej. W przypadku, gdy siły policyjne i standardowe procedury nie wystarczają do opanowania sytuacji (czyli – rozpędzenia nielegalnej demonstracji, odzyskania z rąk buntowników gmachów użyteczności publicznej i bezprawnie zajętych lokali prywatnych) władza ma obowiązek (wobec całego społeczeństwa, w obronie jego interesów przed bezprawnymi działaniami buntowników) wprowadzić stan wyjątkowy, nie oglądając się na „społeczność »międzynarodową«”, opozycję i wszelkie grupy nacisku. jeżeli działania wojska i policji, działających cały czas w ramach prawa i przepisów obowiązujących w zaistniałej sytuacji, skończą się rozlewem krwi, to nie państwo ponosi odpowiedzialność, ale krajowi prowodyrzy buntu – oraz ich mocodawcy i sponsorzy ze „społeczności »międzynarodowej«”. Zbrodnią prezydenta Janukowycza wobec obywateli Ukrainy było odstąpienie od natychmiastowej pacyfikacji „Majdanu”, wszelkimi środkami, jakie dawało mu prawo, bez względu na to, jak krwawa ta pacyfikacja musiałaby być. Dlaczego należało w ten sposób działać? Czy, choćby w przypadku takich zamieszek, jak w Kijowie, wolno dopuszczać by niepokojom społecznym położyć kres za cenę życia niektórych zbuntowanych obywateli?
Etapy „aksamitnej rewolucji” i ograniczanie strat ogólnospołecznych
Za każdą „kolorową rewolucją” – i znaczną częścią konfliktów społecznych, które w sposób naturalny przekształciły się w rewolucje bądź przewroty, stoi ten sam zestaw mechanizmów psychologii społecznej. Pierwsza faza konfliktu polega na demonstrowaniu określonych postulatów w sposób pokojowy, w ramach porządku prawnego. o ile intencje przywódców protestującej grupy są uczciwe, zaś postulaty – realistyczne, stonowane – jest szansa na pokojowe rozstrzygnięcie. Po stronie władz również musi występować dobra wola. jeżeli do porozmienia nie dojdzie z powodu braku zgody po stronie legalnej władzy, demonstrujący mogą próbować zmienić władze w kolejnych wyborach, o ile zdobędą dla swoich postulatów dostateczne poparcie reszty społeczeństwa. Oczywiście taki tryb rozwiązywania konfliktów społecznych jest bezużyteczny dla tych, którzy chcą przy użyciu zmanipulowanych tłumów przejmować władzę w trybie nie przewidzianym panującym porządkiem prawnym, a wszelkie postulaty i roszczenia zgłaszane pod adresem władz są wyłącznie demoagogią, zasłoną dymną, która ma ogłupić podatną na ogłupianie część społeczeństwa10. Obojętne, czy to spontaniczni spiskowcy rodzimi, czy płatna agentura „społeczności »międzynarodowej«”. W suwerennym społeczeństwie powinien oczywiście istnieć mechanizm pozwalający odwołać władze w trybie nadzwyczajnym, poza kalendarzem wyborczym, jeżeli władza rozpoczyna działania (bądź ujawniony zostanie plan jej działań), których skutki będą nieodwracalne i wysoce szkodliwe dla wszystkich obywateli (np. wywołanie masowego bezrobocia, katastrofy ekologicznej, utrata suwerenności). Takim mechanizmem nie jest jednak – i nie może nim być „kryterium uliczne”, protest choćby najliczniejszego tłumu nie jest wyrazem woli społeczeństwa – uleganie presji tłumu przez władzę jest złamaniem przez tą władzę zobowiązań wobec całego społeczeństwa, jest zgodą na dyktat – i de facto dyktatem (często zmanipulowanej i działającej w interesie »ośrodków zagranicznych«) mniejszości. Znamienne jest, iż podczas każdej „kolorowej rewolucji” ta mniejszość, nie posiadając żadnego mandatu społecznego, krzyczy non stop, iż „przemawia w imieniu całego narodu”.
W momencie, kiedy protestujący zdają sobie sprawę, z tego, iż ich postulaty nie zostaną uwzględnione (niekiedy od początku nie mieli zamiaru zgłaszać realistycznych postulatów, tak jak to miało miejsce na Ukrainie, ale przecież i w Polsce – patrz np. list otwarty prof. Wacława Wilczyńskiego do doradców i ekspertów “Solidarności”, z 11 lipca 1981 roku10 – każdą władzę w jej opcjach negocjacyjnych ograniczają realia, zasoby które stoją do dyspozycji, „pokojowi opozycjoniści” nie stoją wobec tego typu ograniczeń, mogą stawiać żądania niemożliwe do realizacji, nikt ich przecież z tego nie rozliczy, póki nie mają władzy, a kiedy ją zdobędą – kto jeszcze będzie pamiętał ich demagogię?; dobrą ilustracją jest niesławne 21 postulatów MKS [znanych jako 21 postulatów „Solidarności”]) może rozpocząć się drugi etap eskalacji. Na tym etapie nie dochodzi jeszcze do agresywnych zachowań wymierzonych przeciw siłom porządkowym, dochodzi natomiast do biernego łamania prawa. Przykładem tego etapu eskalacji konfliktu może być odmowa rozejścia się demonstrantów, mimo iż czas uzgodnionej z władzami manifestacji minął. Rozpoczyna się budowa „miasteczek namiotowych”, może dojść do różnego rodzaju strajków okupacyjnych, okupacji budynków użyteczności publicznej itp. Na tym etapie demonstrujący przybierają pozę uciśnionych i pokrzywdzonych przez „system” „gołąbków pokoju” (skąd my to znamy?). Prawda jest jednak inna. Ci „pokojowi demonstranci” rozpoczęli już pierwszy etap agresji, złamali nie tylko obowiązujące prawo o zgromadzeniach, ale i własne zobowiązania, ponieważ aby otrzymać zgodę na legalną demonstrację, musieli wyznaczyć czas jej trwania. Rozpoczęli więc próbę sił – i już nie tylko z władzą, ale przede wszystkim – z resztą społeczeństwa, z umową społeczną zastrzegającą rozstrzyganie sporów w obrębie odpowiednich instytucji, a nie – poza nimi, ponad głowami pozostałych wyborców, którzy udzielili poparcia urzędującym władzom, a nie – samozwańczym trybunom ludowym z ulicy (często wykreowanym przez »międzynarodowe« media) i ich marionetkom.

Na tym etapie głównym celem „pokojowych demonstrantów” nie jest już porozumienie z władzami, ich celem jest zmuszenie władz do siłowego zakończenia nielegalnego protestu, po to, by wykreować „męczenników sprawy”, a następnie – cynicznie – zacząć wykorzystywać politycznie współczucie dla poturbowanych „demonstrantów” i wzbudzić niechęć do władzy, „stosującej przemoc wobec pokojowych demonstrantów”. Aby zwiększyć postrzegany przez społeczeństwo kontrast pomiędzy stronami konfliktu i obniżyć motywację służb porządkowych często stosowany jest chwyt polegający na wręczaniu policjantom kwiatów, zwykle przez piękne aktywistki „kolorowej rewolucji” (lub wynajęte w tym celu modelki). Demotywacja i demoralizacja policji i armii jest niezbędna dla osiągnięcia sukcesu „kolorowej rewolucji”, szczególnie, jeżeli osiągnięty zostanie etap trzeci walki przeciw rządowi.
Kapitałem politycznym „pokojowej opozycji”, akumulowanym na tym etapie działań z pełną świadomością i pełnym cynizmem są sińce, otarty naskórek, rozcięte łuki brwiowe, zatrzymania i aresztowania – kapitał ten wyraża się współczuciem wzbudzonym także u tych, których postulaty protestujących nie obchodziły. Niechęć do władzy ma być w ramach logiki odgrywania „kolorowej rewolucji” wzbudzona także u tych, których protest nie obchodził, a choćby byli mu nieprzychylni. Ileż to wrażliwych pań, iluż przesiąkniętych „ideałami humanizmu” intelektualistów daje się pod każdą szerokością geograficzną nabrać na ten ograny chwyt? A iluż innych, trzymanych w zanadrzu, dyżurnych »humanistów« i »intelektualistów« pracowicie wesprze swoimi „autorytetami” „cierpiących” opozycjonistów? Ileż listów otwartych, pełnych oburzenia na „brutalność władz i policji” zostanie napisanych i podpisanych? Jakie „tematy dnia” obiegną »międzynarodowe« media? W ten sposób osiągnięte jest kilka celów:
- stworzona jest iluzja „moralnej wyższości” „pokojowych” demonstrantów nad „brutalnym reżimem” (często umacniana ostentacyjnym demonstrowaniem przekonań religijnych); iluzja, ponieważ w rzeczywistości demonstranci od początku chcieli zmusić władze do zastosowania siły – albo do kompromitującego władzę, niszczącego jej autorytet przyzwolenia na naruszanie porządku prawnego, czyli do zademonstrowania słabości i niezdolności do obrony umowy społecznej,
- społeczna percepcja konfliktu zostaje przeniesiona z niebezpiecznej dla „pokojowych demonstrantów” strefy racjonalnych analiz, ocen realizmu ich postulatów (co wymaga od obywatela oceniającego sytuację zaangażowania intelektualnego), w bezpieczną (i nie wymagającą żadnego wysiłku intelektualnego, żadnej wiedzy o świecie czy pojmowania potencjalnych skutków realizacji żądań demonstrantów) strefę uczuć i emocji – sympatii, współczucia, antypatii; po stronie łamania prawa i absurdalnych (z punktu widzenia porządku prawnego i procedur legislacyjnych) żądań mamy współczucie, po stronie obrony porządku prawnego i przestrzegania umowy społecznej – odrazę dla „brutalności” i „przemocy”,
- tworzony jest silny, nie przebiegający po linii interesów, ale emocji (wspierany niekiedy akcentami religijnymi, jak np. na Majdanie w 2014 r., bądź w Polsce w okresie „Solidarności”), podział społeczeństwa – następuje polaryzacja postaw, coraz trudniej będzie o wzajemne zrozumienie między obywatelami-„żołnierzami” stron konfliktu, coraz mniej będzie woli dialogu po obu stronach,
- dyskurs polityczny idzie w kąt, odtąd „prorządowość” bądź „opozycyjnosć” to już tylko „trendy mody”, podlegające znanym z marketingu technikom kreowania – także przez … modę – każda z „kolorowych rewolucji” stara się przeniknąć do sposobu ubierania – „pomarańczowa rewolucja” na Ukrainie to pomarańczowe czapki i szaliki, „biała rewolucja” w Rosji (nieudana próba obalenia Putina) to białe wstążki, „dżinsowa rewolucja” na Białorusi – wiadomo, ale … czyż co starsi Polacy nie pamiętają, jak „pokojowi opozycjoniści” z „Solidarności” dekorowali swoje stroje opornikami przypiętymi w widocznym miejscu?; kreowanie trendu masowego to odwoływanie się do konformizmu, do (wrodzonej niestety ludziom) niechęci do wyróżniania się w tłumie, do posiadania własnego zdania wbrew naciskowi najbliższego otoczenia – wielu „kolorowych rewolucjonistów”, tak jak wielu z tych mitycznych 10 mln członków „Solidarności”, obok większości cynicznie nabranych na demagogiczne hasełka, to byli właśnie zwykli, zahukani w swoich środowiskach konformiści; oczywiście grupą najbardziej podatną na trendy mody (i mało podatną na samodzielne myślenie, a wielce podatną – na emocje i „[nie]myślenie zbiorowe„- konformizm wynikający z silnej potrzeby przynależności [asocjacji]) jest młodzież – i to ona jest wykorzystywana w „standardowym” modelu „kolorowej rewolucji jako główna „siła uderzeniowa” – tak było w przypadku Majdanu, tak było w przypadku Jugosławii, tak próbowano działać na Białorusi i w Rosji, a ostatnio także w Wenezueli
- stworzony zostaje oficjalny pretekst do mieszania się w wewnętrzne sprawy danego państwa przez „społeczność »międzynarodową«”.

Starsi Polacy te sytuacje powini dobrze pamiętać z lat ’80 XX wieku, kiedy cały naród polski zmielono przy użyciu dokładnie tego mechanizmu, z zastrzeżeniem jednak, iż panujący wówczas system był (dość miękkim) autorytaryzmem, niepozbawionym wad (patrz „Zapomniany list 2000 …”), a nie – demokracją. Niemniej mechanika socjopsychologiczna konfliktów przebiegających według scenariusza „kolorowej rewolucji” pozostanie niezmienna. Niektórzy mogą w tym miejscu stwierdzić, iż oto w PRL faktycznie był „reżim”, co czyni protesty i „kolorową rewolucję” „moralnie uzasadnionymi”. Niestety, z punktu widzenia polityki narodowej liczą się nie intencje, tylko skutki działań. Polskich „bojowników o wolność, demokrację i prawa człowieka” nic nie rozgrzesza z kolaboracji z obcymi państwami. Wziąwszy pod uwagę, iż realizując »międzynarodowe« recepty pozbawili naród polski majątku produkcyjnego, zniszczyli zaplecze badawczo-rozwojowe polskiego przemysłu, uzależniając trwale Polskę od zagranicznej myśli technicznej, wywołali masowe bezrobocie, katastrofę demograficzną i zmniejszyli suwerenność państwa polskiego, podporządkowując go organizacjom międzynarodowym, można orzec, iż ich działania okazały się działaniami na szkodę narodu polskiego. Sprzeciw społeczny, aby być narodowo korzystnym nie może odbywać się metodami dewastującymi majątek narodowy, zubażającymi Polaków i otwierającymi Polskę na rabunek poprzez opisany powyżej „porewolucyjny chaos” (element realizacji „doktryny szoku”). Nie może też zwiększać podległości państwom obcym, lub zastępować istniejącej podległosci – podległością posuniętą jeszcze dalej, ale innemu suwerenowi.
Drugi etap „kolorowej rewolucji” pełni jeszcze jedną istotną funkcję – stworzenia wśród jak najszerszej części społeczeństwa poczucia krzywdy, pozbawienia pewnych praw, dostępu do określonych dóbr i świadczeń. Większość badaczy zajmujących się problematyką rewolucji – „kolorowych” i „tradycyjnych” – podkreśla, iż elementem niezbędnym dla powodzenia rewolucji nie jest występowanie wśród szerokich mas autentycznej niedoli, krzywdy, ale pojawienie się w świadomości zbiorowej poczucia (wyimaginowanej lub realnej, to bez znaczenia!) niesprawiedliwości, krzywdy, pozbawienia jakichś praw bądź przywilejów (deprywacji) – oraz przeświadczenia, iż władza jest na tyle słaba, iż można na niej wymóc zmianę sytuacji, bądź siłowo, bądź zastraszając rządzących samą masowością sprzeciwu (po PRL w okresie 1980-1981 krążył np. taki wierszyk: „Czy się leży, czy się stoi, Gierek płaci, bo się boi.”, ciekawym aspektem akcji strajkowych Solidarności było jednak to, iż pogłębiały one braki zaopatrzenia, które były pretekstem do kolejnych strajków – ta rewolucja sama się napędzała, rosło poczucie deprywacji)11.
Przykładowo „pomarańczowa rewolucja” na Ukrainie, „kolorowe rewolucje” na Białorusi i w Rosji rozpoczęły się od haseł „sfałszowania wyborów”, głoszonych jeszcze przed zakończeniem głosowania. To również forma tworzenia ogólnospołecznej świadomości „deprywacji” (pozbawienia czegoś). Najnowsza odsłona rewolucji na Ukrainie zaczęła się od kreowania poczucia odcięcia Ukraińcom drogi do europejskiego „raju”. Oczywiście rozpędzenie takich „pokojowych demonstrantów”, upominających się o „prawa ogółu” zaowocuje zwiększeniem ogólnospołecznego poczucia deprywacji, niestety sytuacji rewolucyjnej, która osiągnęła drugi (lub trzeci) etap eskalacji nie da się opanować nie ograniczając praw do strajków i zgromadzeń, oraz nie reagując restrykcyjnie na wszelkie akty łamania prawa przez opozycję, czemu musi niestety towarzyszyć pojawienie się pewnej liczby „męczenników”. Oczywiście „społeczność »międzynarodowa«” każdorazowo z całą siłą sprzeciwia się takim, w pełni uzasadnionym, działaniom władz (tych nie należących do jej strefy wpływów), ale nie z powodów „humanitarnych” czy „prawoczłowieczych” – ale po to, by ułatwić zainstalowanie swojej agentury u władzy.
Po stworzeniu „męczenników sprawy” (na razie jeszcze – tylko „zatrzymanych do wyjaśnienia” bądź posiniaczonych), po wytworzeniu polaryzacji społeczeństwa, gwarantującej odporność zwolenników każdej ze stron na racjonalne argumenty (o co nietrudno, wziąwszy pod uwagę wrodzoną odporność znacznej części społeczeństwa [w tym bardzo wielu obficie piszących „intelektualistów”] na jakąkolwiek racjonalną argumentację – i wysoką skłonnosć do ulegania emocjonalnym „narracjom”), można przystąpić do kolejnego, trzeciego etapu eskalacji konfliktu. Ten etap to już otwarta rewolucja, to próba sił z władzą, która musi teraz policzyć ponownie swoich zwolenników, przemyśleć, czy jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za los narodu, państwo i krew, już wcale nie niewinnych i nie pokojowych „opozycjonistów”, którzy znienacka, po opadnięciu masek, przedzieżgnęli się w zamachowców i rewolucjonistów. I niestety – władza musi wziąć na swoje sumienie także krew przyzwoitych ludzi, którym zabrakło zdolności intelektualnych, by nie stać się pionkami w cudzej grze. To brzemię ciężkie i nie każdy człowiek, który znalazł się na stanowisku rządowym, jest w stanie je udźwignąć. Mąż stanu musi mieć jednak świadomość, iż krew, która najprawdopodobniej poleje się znacznie obficiej, gdy dopuści do przerodzenia się zamieszek w wojnę domową, również będzie się lała z jego winy. Stan „rewolucyjnego wrzenia” to sytuacja, w której można już tylko wybierać mniejsze zło. To sytuacja, kiedy każde ustępstwo jest postrzegane jako strach i słabość władzy, a w konsekwencji – pretekst do eskalacji żądań i eskalacji przemocy wobec sił porządkowych, urzędników i współobywateli – wzrostu rewolucyjnego terroru. Któreś z kolei ustępstwo musi zachwiać wiarą funkcjonariuszy służb porządkowych w zdolność rządu do utrzymania się przy władzy. Jednocześnie narastanie agresji, nasilenie bezprawnych zachowań tłumów prowadzi do wzrostu zagrożenia dla zdrowia i życia tych, którzy sytuację próbują opanować. Pojawia się alternatywa – albo służby porządkowe zaczną odpowiadać na działania rewolucjonistów adekwatnie do poziomu zagrożenia osobistego, co na pewnym etapie konfliktu oznacza używanie ostrej amunicji – i oczywiście w przpadku upadku władz narażą się na odwet rewolucjonistów, albo zmienią stronę barykady. Z tym wszystkim mieliśmy do czynienia na Ukrainie, gdzie w zachodniej części kraju wielu funkcjonariuszy zwyczajnie zdezerterowało. W Kijowie ostatniego dnia zamieszek doszło do użycia broni przez jednostkę umundurowaną inaczej niż Berkut, w odpowiedzi na szturm prowadzony przez „staż Majdanu” (to epiozod odrębny od rzezi dokonanej przez »niezidentyfikowanych« snajperów, estoński minister spraw zagranicznych Urmas Paet w rozmowie z komisarz ds. spraw zagranicznych UE Catherine Ashton stwierdził, iż »niezidentyfikowani« snajperzy działali na zlecenie opozycji i mocodawców „Majdanu” [czas: 8:15], czego eurokomisarz nie zdementowała; interesujący i szerszy komentarz do przechwyconych rozmów dyplomatów UE i USA można obejrzeć tu: „Ukraine Crisis – What You’re Not Being Told”(tylko j. ang.), solidna amatorska analiza filmów z Majdanu [„Majdan, którego nie pokażą w wiadomosciach cz. 1” (kopia, napisy PL oddzielnie) i „Majdan, którego nie pokażą w wiadomosciach cz. 2” (kopia, napisy PL oddzielnie), materiał z polskim tłumaczeniem] sugeruje, iż strzelano z budynków kontrolowanych przez opozycję, która była jedynym beneficjentem incydentu) ale przecież szarża uzbrojonych w łańcuchy i łomy górników z kopalni Wujek wpisuje się w tą samą logikę zdarzeń rewolucyjnych. Dowódca oddziału ZOMO zdecydował się chronić zdrowie i życie swoich ludzi za cenę zdrowia i życia nacierających rewolucjonistów. To trudny, ale w pełni zrozumiały wybór. Na tym etapie rewolucji, kiedy dochodzi już do poważnych rozruchów, z zabitymi i rannymi po obu stronach, część społeczeństwa ogarnia strach, ludzie chcą wyłonienia się ośrodka władzy który przywróci bezpieczeństwo na ulicach. Niekiedy w tą rolę wchodzą rewolucjoniści (jak np. w zachodniej części Ukrainy). Niekiedy – armia przejmuje inicjatywę – i mamy wojskowy zamach stanu, czasem zakończony dziesięcioleciami dyktatury wojskowej. Niekiedy legalna władza jest w stanie odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale za cenę drastycznego (i zupełnie nieuzasadnionego z racjonalnego punktu widzenia) spadku poparcia społecznego.
Co jest ogólnonarodową stawką w tej grze? W przypadku skrajnym – wojna domowa i tysiące zabitych (np. Rumunia, Syria). W mniej krwawym wariancie, gdy władza uzna, iż nie ma już dostatecznego poparcia społecznego i gwałtownie skapituluje przed rewolucjonistami – obalenie władz i niekiedy rozpad państwa („nowa” Jugosławia, Ukraina i secesja Krymu). Gdy władza ma przewagę nad demonstrantami bunt społeczny może zostać spacyfikowany bardzo gwałtownie i bardzo brutalnie, tak, jak miało to miejsce na placu Tian’anmen. W przypadku, gdy poparcie społeczne dla obu stron jest wyrównane – drogą do opanowania sytuacji rewolucyjnej (już nie – „pokojowych demonstracji”) jest stan wyjątkowy i niewielka liczba ofiar (stan wojenny w PRL) – taki scenariusz miał szansę wystąpić także na Ukrainie, prezydent Janukowycz miał trzy miesiące czasu w zdecydowaną reakcję, przy czym czas, jak się okazało, nie grał na jego korzyść.
Optymalną strategią w walce z nastrojami rewolucyjnymi jest siłowe przywrócenie porządku w ramach istniejącego porządku prawnego, tak, jak to ma każdorazowo miejsce na Białorusi i w Rosji, bez oglądania się na jakiekolwiek »międzynarodowe« okrzyki „prawoczłowieczego” oburzenia. Działania władz muszą być połączone z bardzo intensywną kampanią informacyjno-propagandową, w której obywatelom zostanie zaprezentowana przyczyna konfliktu, uzasadniona niemożliwość realizacji postualtów demonstrantów (na gruncie obiektywnych ograniczeń fizycznych i/lub – prób ominięcia przez nich procedury demokratycznej) oraz zdemaskowane zostanie sterowanie opozycją przez „społeczność »międzynarodową«”. Ten element akcji „kontrrewolucyjnej” w ogóle na Ukrainie nie wystąpił, co może świadczyć o stosunku władz do obywatela – badź o nieudolności.
Wracając do rozlegających się w mediach »międzynarodowych« okrzyków oburzenia – w sprawach porządku i bezpieczeństwa wewnętrznego suwerenny naród nie potrzebuje porad, a dopuszczając do »międzynarodowej« mediacji w wykreowanymi za obce pieniadze i przez obce media kukłami – przestaje być narodem suwerennym. Pokojowe oddanie władzy takim obcym marionetkom należy kwalifikować nie jako „kompromis z opozycją”, ale zdradę stanu lub przyjęcie dyktatu obcego państwa / obcej organizacji międzynarodowej. Odrzucenie obcego dyktatu niestety nie zawsze jest możliwe (vide przypis 1). W przypadku braku własnego potencjału oraz sojuszy wojskowych gwarantujących bezpieczeństwo na wypadek interwencji tegoż państwa lub tejże organizacji międzynarodowej – taki kompromis może być niestety smutną koniecznoscią, a alternatywą dla niej – podzielenie losu Serbii zdewastowanej bombami NATO.
Skutki zwycięstwa „kolorowej rewolucji”
Sytuacja po zwycięstwie rewolucji różni się zasadniczo zależnie od tego, w jakiej proporcji udało się rozbić i zantagonizować społeczeństwo. Idealną sytuacją z punktu widzenia »międzynarodowych« mocodawców prowodyrów rewolucji jest podział społeczeństwa mniej więcej na dwie równe części. Taki stan gwarantuje, iż nowy rząd będzie słaby – i jeszcze bardziej podatny na naciski z zewnątrz, a to oznacza, iż w eksploatacji gospodarczej i / lub grabieży środków produkcji i bogactw naturalnych będzie można posunąć się o wiele dalej (patrz np. „Prywatyzacja po polsku”). W przypadku Ukrainy mamy do czynienia z dodatkowymi czynnikami. Nowy rząd został ustanowiony z naruszeniem prawa, nie został uznany przez najważniejszego partnera handlowego Ukrainy – Federację Rosyjską, do tarć na linii Partia Regionów – opozycja „okołomajdanowa” dołączyły tarcia na tle etnicznym, ukoronowane secesją Autonomii Krymskiej. Dodatkowo, skarb państwa świeci pustkami, nowy rząd marionetkowy ustanowiony za pieniądze „społeczności »międzynarodowej«” będzie więc musiał żebrać na kolanach o pieniądze i przyjąć każde warunki, szczególnie biorąc pod uwagę to, iż osadzając własne marionetki w Kijowie „wolny świat” odciął Ukrainę od pomocy już przyznanej przez Federację Rosyjską (w postaci kredytu oraz zaniżonych cen ropy i gazu ziemnego) – jest więc teraz jedynym kredytodawcą. Warunki przyznania pomocy będą więc prawdopodobnie gorsze niż standardowe – jeszcze szybsza będzie wyprzedaż pozostałego majątku narodowego i odbędzie się na zasadach jeszcze bardziej złodziejskich (o ile na Ukrainie da się osiągnąć wyższe stadia złodziejstwa), nastapi jeszcze większa pauperyzacja ludności niż w przypadku standardowej „terapii” szokowej znanej z Polski, czy jej bardziej drastycznej wersji znanej z Rosji (o ile obywatele Ukrainy mogą doświadczyć jeszcze większej nędzy nie buntując się przeciw »międzynarodowym dobrodziejom« i ich lokalnym lokajom – i nie idąc, województwo po województwie, w ślady Krymu).
Słaby rząd ma z punktu widzenia „społeczności »międzynarodowej«” jeszcze jedną istotną zaletę – zdaje sobie sprawę, iż jego dni są policzone i będzie starał się wycisnąć dla siebie jak najwięcej – będzie więc niezwykle podatny na korupcję i niezwykle mało zainteresowany dobrem państwa. Potem zostanie zastąpiony przez następną, jeszcze nie zużytą politycznie odsłonę marionetek – i tak dalej, aż do zakończenia budowy „pełnej demokracji” i najwolniejszego z „wolnych rynków”, czyli do wyzucia „wyzwolonego” narodu z całego interesującego „społecznosć »międzynarodową«” majątku narodowego.
Polska jako kraj dotknięty, opóźnionym z powodu stanu wojennego, zwycięstwem „kolorowej rewolucji” jest nieco nietypowa, ponieważ rząd rewolucjonistów nie miał w społeczeństwie zorganizowanej grupy przeciwników. W 1989 roku niemal połowa Polaków popierała kandydatów o »rodowodzie« „solidarnościowym”, reszta biernie czekała na bieg wypadków. Rewolucjoniści solidarnościowi oczywiście ani myśleli o ochronie polskiego majątku i polskich interesów narodowych, część z nich, oderwana zza maszyny do „wielkiej polityki” uwierzyła, iż jeżeli cały majątek produkcyjny narodu polskiego, wypracowany przez kilka pokoleń pracowników PRL, zostanie rozdany »międzynarodowym« inwestorom za przysłowiową złotówkę (patrz np. „Prywatyzacja po polsku” i Dzika wyprzedaż resztek polskiego majątku narodowego), to nagle polski robotnik zacznie opływać w luksusy dostępne robotnikom niemieckim czy francuskim. Obok tych naiwniaków byli jednak ludzie, którzy doskonale wiedzieli dokąd i po co prowadzą polski, całkowicie zdezorientowany i ogłupiony naród.
Czy polskie sympatie rewolucyjne są rzeczywiście polskie i propolskie?
Po której stronie są sympatie wszystkich bez wyjątku »głównych mediów III RP« nie trzeba nikomu przypominać. Oczywiście nachalny, wszechobecny i jednostronny przekaz medialny to nie polskie sympatie rewolucyjne. Te sympatie mają swoje źródło w nieco głębszej warstwie świadomości zbiorowej narodu polskiego. Zadziwiająco liczny odsetek Polaków popiera każdą rewolucję przeciw każdemu rządowi prezentowanemu w mediach jako „reżim”. Szczególnie łatwo, gdy do rzeczownika „reżim” da się przypiąć przymiotnik „komunistyczny”, bądź, jeszcze lepiej „prorosyjski” czy też „kontrolowany przez Moskwę”. To efekt tresowania społeczeństwa, wytwarzania u niego odruchów Pawłowa, emocjonalnych, bezrozumnych reakcji na określone przymiotniki i przenoszenia reakcji skojarzonych z tymi przymiotnikami na rzeczowniki, do których się je przyklei. Większość Polaków nie została przy tym zapoznana z koncpecją polityki „jagiellońskiej” (która była w istocie polityką papieży, polegającą na podporządkowywaniu ich kontroli ziem zamieszkanych przez ludność wyznającą dotąd prawosławie), niemiecką koncepcją „Mitteleuropy” czy koncepcjami Giedroycia. Spośród tych, nielicznych, którzy te pojęcia znają, niewielka garstka zna dodatkowo prawdziwy scenariusz globalnej rozgrywki (spisany na potrzeby publiki w „Globalnej szachownicy” Brzezińskiego), według którego polskie marionetki USA i UE-Niemiec wpisują się nie w – szerzenie „wolności”, „demokracji” czy „praw człowieka” na „obszarze postsowieckim”, tylko w systematyczne osaczanie Rosji przez NATO oraz walkę USA o złoża ropy (Iran, Irak, Wenezuela) i trasy (nawet potencjalne) jej przesyłu (Afganistan, Gruzja) w ramach zabezpieczania światowej dominacji »prawdziwych władców USA«. USA nieprzerwanie toczy z Rosją i wszelkimi nieporządkowanymi sobie gospodarczo lub politycznie (szczególnie – usiłującymi wdrażać system gospodarczy alternatywny dla forsowanego przez USA globalnego kapitalizmu) państwami specyficzną wojnę asymetryczną (patrz W. Madsen, „III wojna światowa już się zaczęła …”). Poparcie polskiego społeczeństwa dla tych przedsięwzięć jest indukowane przy użyciu starej i prymitywnej socjotechniki – straszenia „sowieckim imperializmem” „odradzającym się w putinowskiej Rosji”. Tam, gdzie określone decyzje i postawy są wymuszane poprzez odwołanie do emocji, a nie – racjonalności oraz rachunku zysków i strat, jest oczywistym, iż społeczeństwo nie jest traktowane jako suweren, ale głupiec, którego należy zmanipulować. Dodatkowo zachodzi podejrzenie, iż rachunek zysków i strat mógłby prowadzić do decyzji i działań całkowicie odmiennych. Biorąc pod uwagę to, iż eskalowanie przez »grupę rządzącą III RP« agresji (na szczęście – wobec braku realnych możliwości – głównie retorycznej) wobec Rosji jest szkodliwe dla polskiej gospodarki, bo grozi pogorszeniem warunków zaopatrywania Polski w surowce i ograniczaniem dostępu do olbrzymiego i gwałtownie rosnącego rynku Federacji Rosyjskiej, a straty te nie mogą być w żaden sposób skompensowane przez aktualnych „sojuszników” (lub raczej – właścicieli) III RP, zaś korzyści polityczne z zaangażowania po bieżącej stronie są nader wątpliwe, należy postawić pytanie, czy Polakom wolno przedłużać tej »rządzącej grupie« (i jej mocodawcom) możliwość sprawowania władzy na polskiej ziemi?
Biorąc pod uwagę skalę dewastacji polskiej gospodarki i demografii, skalę utraty suwerenności, jaką przyniosło wchłonięcie Polski przez „wolny świat” – i skalę dalszego, planowanego demontażu polskiej państwowości należy raczej zastanawiać się, czy zaangażowanie przez »grupę sprawującą władzę« w III RP w budowę świata jednobiegunowego nie jest w istocie pracą bardziej zbliżoną do konserwowania kajdan nałożonych narodowi polskiemu, niż – „zabezpieczaniem polskiej suwerenności”. Może należałoby dość przewrotnie zacząć zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem wzmocnienie Rosji nie mogłoby zostać wykorzystane przez naród polski do ograniczenia nieco, aktualnie absolutnej, dominacji na terytorium Polski „społeczności »międzynarodowej«” i jej ludzi? Może większą suwerenność da się osiągnąć lawirując pomiędzy dwoma blokami i zmuszając je do licytowania się o wpływy w Polsce, zamiast pozwalając na totalną dominację jednego z ośrodków? Może należałoby zacząć szukać alternatywy dla grupy sprawującej w III RP władzę – grupy, która tak pięknie zdemaskowała przed społeczeństwem polskim swoją jedność przy okazji »międzynarodowego« zamachu stanu na Ukrainie (nagle wszystkie, na codzień walczące między sobą „na śmierć i życie” »ugrupowania polityczne III RP« zaczęły mówić jednym głosem)?
Ten tekst należy potraktowac jako przestrogę, jako nawoływanie do przemyślenia kwestii, czy wolno Polakom dopuścić do tego, by wymiana obecnych władz odbyła się na drodze kolejnej „kolorowej rewolucji”, która być może już jest szykowana. Zgodnie z myślą polityczną polskiego obozu narodowego (Ligi Narodowej), kontrolę nad własnym losem naród polski może odzyskać tylko na drodze demokratycznej, odbudowując, praktycznie od podstaw, swoją samoświadomość narodową. Bunt społeczny pozbawiony świadomości narodowej i celów narodowych zostanie spacyfikowany siłą lub środkami socjotechnicznymi (np. poprzez teatralną „wymianę »elit«” w ramach „polskiego Majdanu”), nie jest i nie będzie w stanie doprowadzić do autentycznych zmian. Bunt społeczny zakorzeniony w idei narodowej może znaleźć swoje ujście nie w „marszach”, nie w demonstracjach i zamieszkach, ale w aktywizacji politycznej, samoorganizacji, „pracy u podstaw” i – w efekcie – przy urnie, kompletnie usuwając z życia politycznego zainstalowane tu »elity«.
Przpisy
1 | Suwerenność narodu definiujemy tu jako
W praktyce osiągnięcie pełnej suwerenności względem podmiotów zewnętrznych nie jest możliwe, ze względu na powiązania gospodarcze – np. uzależnienie od rynków zbytu produkcji eksportowej i dostawców surowców – oraz zagrożenia militarne (np. „pokojową interwencją” NATO, jak w przypadku Jugosławii, Libii, Iraku i wielu innych państw). Celem polityki narodu musi być w takiej sytuacji tak ukierunkowany rozwój gospodarczy, by być jak najmniej zależnym od partnerów handlowych, którzy pozostają z nami w strategicznym konflikcie politycznym (jak np. Niemcy w sprawie ziem odzyskanych i – od wieków – polskiej niepodległości w ogóle) – i zawierać sojusze militarne z partnerami zdolnymi przeciwstawić się najbardziej agresywnym państwom i blokom, a jednocześnie – posiadającymi wspólne z nami interesy ekonomiczne i geostrategiczne. Czy większą suwerenność i większy dobrobyt narodu możemy osiągnąć będąc wasalną republiką bananową USA, wyprzedając polski majątek narodowy „kapitałowi »międzynarodowemu«”, dając się wchłaniać gospodarczo i administracyjnie Niemcom w ramach „członkostwa w Unii Europejskiej”, napadając na różne państwa w ramach NATO, czy przeciwnie – zatrzymując polski majątek w polskich rękach, odbierając to, co nam zagrabiono i wchodząc w sojusz obronny z Rosją, by uniknąć odwetu „społeczności »międzynarodowej«”, broniącej „demokracji i wolnego rynku” bombami NATO? Oto pytanie, które każdy Polak powinien sobie codziennie stawiać – i codziennie próbować na nie odpowiedzieć, zgodnie z aktualnym stanem swojej wiedzy. |
2 | W odniesieniu do państwa ukraińskiego, w formie, w jakiej istniało od roku 1991 do 2014, termin „naród” nie ma zastosowania, ze względu na wieloetniczność, która zaowocowała np. secesją Autonomii Krymskiej i ruchami odśrodkowymi ludności rosyjskiej we wschodniej Ukrainie. Chcąc zastosować tok rozumowania zawarty w tym tekście do Ukrainy należy pamiętać, iż termin „naród” należałoby za każdym razem zastępować bardziej odpowiednim w tej sytuacji terminem „obywatele” lub „społeczeństwo”. |
3 | Poszanowanie Unii Europejskiej dla demokracji jest oczywiście, wbrew oficjalnej retoryce fikcją. Jednym z najbardziej rażących przykładów było podpisanie przez Francję Traktaru Lizbońskiego wbrew woli narodu wyrażonej w referendum. „Obrona demokracji” to tylko pretekst do interewncji militarnej, nacisków gospodarczych i ingerencji w politykę wewnętrzną różnych państw – także za pośrednictwem opłacanej „opozycji demokratycznej”. |
4 | Za: Centre for Research on Globalization, American Conquest by Subversion: Victoria Nuland’s Admits Washington Has Spent $5 Billion to “Subvert Ukraine” |
5 | Książkę Gene Sharp’a „Od dyktatury do demokracji. Drogi do wolności.” w formacie pdf można pobrać pod tym adresem: fundacjawip.files.wordpress.com/2013/02/od-dyktatury_a.pdf |
6 | Grzegorz Lewicki- „Zagadnienie strachu jako klucz do zrozumienia metod działania aksamitnych rewolucjonistów”, „Pressje. Teka dziewiąta Klubu Jagiellońskiego”, 2007. |
7 | Wojciech Jaruzelski, „Pod prąd”, wyd. Comandor, Warszawa 2005, str. 68 |
8 | V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, wyd. Dialog, 2009, str. 50 |
8a | V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 41-42 |
8b | V. Avioutskii- „Aksamitne rewolucje”, str. 79-81 |
9 | Jarosław Kaczyński w wywiadzie z Teresą Torańską opublikowanym w jej książce „My” (T. Torańska, „My”, wyd. Przedświt, 1994) opisuje, jak oceniał sytuację polityczną na przełomie lat 1980 – 1981: „(…) Zażartowałem wtedy , iż gdybym choćby nie był pełnomocnikiem Moskwy, a musiał tutaj rządzić, to bym z „Solidarnością” jakoś się rozprawił, bo razem z nią rządzić by się nie dało. Ponieważ ten monstrualny ruch ze względu na swój charakter i konstrukcję do demokracji się nie nadawał. Oparty był na strukturze przedsiębiorstwa, a wyrażał w istocie ambicje polityczne, co jest klasyczną cechą komunizmu oraz był z samego założenia, w swoich intencjach ruchem wszechogarniąjącym, czyli źle tolerującym jakikolwiek pluralizm. Zapewniam Cię, gdyby „Solidarność” 1989 roku miała siłę z 1981 roku, to w ogóle żadnego mechanizmu demokratycznego w Polsce by się nie zbudowało. (…)
W książce „Czas na zmiany” (M. Bichniewicz, P. Rudnicki, „Czas na zmiany”, wyd. Editions Spotkania, Warszawa 1995) Jarosław Kaczyński stwierdza ponadto: „Solidarność” była niczym innym, jak zinstytucjonalizowanym w związek zawodowy buntem społecznym”. |
10 | prof. Wacław Wilczyński, list otwarty do doradców i ekspertów “Solidarności”, tygodnik “Polityka”, z 11 lipca 1981 roku: “Na bydgoskim spotkaniu z nowo powołanym przewodniczącym Państwowej Komisji Cen profesorem doktorem habilitowanym Zygmuntem Krasińskim w dniu 23 czerwca 1981 roku jeden z Was oświadczył przy aplauzie sali, iż »Solidarność« nie odda ani złotówki z podwyżek płac uzyskanych po sierpniu 1980 roku. Oznacza to, iż nie ma z Waszej strony zgody na jakiekolwiek podwyżki cen żywności bez pełnej ich rekompensaty w skali globalnej. Teoretycznie możliwe są różne interpretacje Waszego stanowiska. Jedna z alternatyw, którą w praktyce wypada natychmiast odrzucić, wynikałaby z ewentualnego negowania przez Was – jako nieprawdziwych – informacji o rozmiarach niedoboru, z jakim ma do czynienia gospodarka narodowa. Niedobór ten w skali rocznej szacowany jest łącznie na około 800 do 1000 miliardów złotych. Oznacza to, iż dzienny deficyt gospodarki narodowej sięga 3 miliardów złotych. dla wszystkich chyba jest oczywiste, iż na to, by niedobór ten pokryć, trzeba nam dodatkowej produkcji o takiej właśnie wartości, lub też zabiegów łączących wzrost produkcji z pewnym obniżeniem siły nabywczej zasobów pieniężnych. Jeden z tych sposobów – przykry wprawdzie na krótką metę, ale niezwykle istotny, jako czynnik racjonalizacji gospodarki w powiązaniu z reformą – a mianowicie podwyżkę cen dla zrównoważenia bilansu pieniężnych dochodów i wydatków ludności – odrzucacie. Innym środkom niezbędnym do uzyskania dodatkowej produkcji dla kraju i na eksport przeciwstawiacie się pośrednio, nie dopuszczając myśli o powrocie do pracy w soboty, a także obwarowując poparcie dla reformy gospodarczej szeregiem niemożliwych do spełnienia żądań. Jak pogodzić to stanowisko z Waszą wiedzą, inteligencją i wykształceniem, z poczuciem odpowiedzialności za naszą reputację w świecie? Sądzicie, być może, iż koszty stabilizacji gospodarczej (uzyskanie dodatkowych środków na zrównoważenie rynku i pokrycie zobowiązań wobec zagranicy) powinien pokryć ktoś inny aniżeli nasze społeczeństwo, aniżeli nasz naród. jeżeli tak miałoby być istotnie – to prosiłbym o wskazanie sponsora. Dla mnie przynajmniej jest oczywiste, iż bolejąc nad błędami, a choćby przestępstwami wobec gospodarki narodowej, popełnionymi zwłaszcza przez ostatnią ekipę kierowniczą sprzed Sierpnia – nie ma co poszukiwać kogoś, kto za nas cokolwiek zrobi czy zapłaci. Nie widać Was w pierwszych szeregach walki o reformę systemu gospodarczego, stwarzającą szansę reintegracji ludzi pracy dokoła problemów racjonalnego gospodarowania. Wolicie natomiast pertraktować na najwyższym szczeblu, stawiając żądania ekonomiczne trudne do przyjęcia, usiłując przerzucać na państwo całą odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się dziś w kraju. Jednak czas najwyższy odkryć karty. Nie dla was bowiem »taryfa ulgowa« z tytułu zagubienia, dezorientacji czy niedokształcenia. Słowa te kieruje do Was człowiek wielokrotnie krytykowany za rewizjonizm, za propagowanie mechanizmu rynkowego, człowiek, którego nikt nie może posądzić o dogmatyzm”. |
11 | patrz np. Jan Baszkiewicz- „Wolność, równość, własność: rewolucje burżuazyjne, Warszawa 1981”, str. 57-60 lub Krzysztof Kozłowski- „Rewolucja tulipanów w Kirgistanie”, Warszawa 2009, str. 47-49. |