Atak Izraela na Liban to zaledwie wstęp do eskalacji działań wojennych wymierzonych w Iran. Co do tego analitycy są zgodni. „Zabójstwo Nasrallaha nie jest po prostu zabiciem osoby na wysokim stanowisku kierowniczym; jest to, krótko mówiąc, izraelsko-amerykańska deklaracja rozpoczęcia procesu duszenia „irańskiej ośmiornicy” poprzez rozczłonkowanie jej ramion (…), a następnie skupienie się na wyeliminowaniu głowy, gdy straci wszystkie środki władzy” – komentuje cel operacji żydowsko- amerykańskiej dziennikarz Ali Hashem.
Dziennikarz, który od 15 lat relacjonuje przebieg wydarzeń na Bliskim Wschodzie przywołał wypowiedź izraelskiego ministra obrony Yoava Gallanta. W jednym z ostatnich wystąpień szef militarnego resortu mówił, iż „Izrael walczy z irańską ośmiornicą, której głowa znajduje się w Teheranie, a jej ramiona próbują uderzyć w nas”.
Chociaż zabójstwo Nasrallaha, przywódcy libańskiego Hezbollahu „niewątpliwie przyłożyło miecz do gardła Iranowi, który nie tylko stracił potężnego sojusznika i przywódcę, uważanego za część swojego ciała, ale także włócznię swojej ofensywnej siły i pierwszą linię obrony Osi Oporu”, to nie oznacza jednak, iż bojownicy formacji stali się bezbronni.
Libańska bojówka, która od zawsze mierzyła się z licznymi kryzysami, gwałtownie zdołała wybrać nowe kierownictwo po zabójstwie sekretarza generalnego Hassana Nasrallaha i rozpoczęciu wojny Izraela z Libanem w nocy z 31 września na 10 października 2024 roku. Trzeźwa reakcja przełożyła się również na działania bitewne. Hezbollah odzyskał kontrolę na polu bitwy i kieruje ataki rakietowe przeciwko Tel- Awiw-owi. Ściera się również z rozlokowanymi przy granicy z Libanem wojskami Izraela.
Zastępca Sekretarza generalnego Naim Qassem w pierwszym przemówieniu po zabójstwie Nasrallaha 27 września poruszył temat systemu dowodzenia i kontroli Hezbollahu. Obiecał utrzymać ciągłość struktury zgodnie z planami alternatywnych scenariuszy. Potwierdził stanowisko Hezbollahu, iż nie wycofa się z pozycji konfrontacji z Izraelem, wspierania Gazy i odpowiadania na zamachy.
Ali Hashem spodziewa się, iż kolejnym celem żydowskiego ataku będą irańskie obiekty nuklearne. Zresztą od samego początku celem Benjamina Netanjahu było w rzeczywistości uderzenie w Iran. Brak „prawdziwego odstraszania” jedynie zwiększy jego determinację i pewność siebie w dążeniu do realizacji tego celu.
Netanjahu próbuje doprowadzić także do powstania w Iranie, obiecując opozycji (specjalne oświadczenie z 30 września) świetlaną przyszłość, jeżeli tylko zbuntują się przeciwko rządowi i zrezygnują z sojuszy z państwami uwikłanymi w rywalizację o wpływy na Bliskim Wschodzie.
Izraelski lider konsekwentnie dąży do eskalacji wojny i nie napotkał niczego, co mogłoby go odstraszyć. Zabił więcej Palestyńczyków, Libańczyków, przywódców Hamasu, Hezbollahu i Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Iranu (IRGC) niż którykolwiek z jego poprzedników.
„Tak jak koszt braku reakcji jest znacznie wyższy niż reakcji – jak udowodnił Netanjahu poprzez czyny, a nie słowa – nadmierne gadanie i niespełnione groźby skutkują niszczycielską wojną psychologiczną (…). Pod nieobecność Nasrallaha, (…) człowieka, który potrafił przekonać zwolenników do każdego kierunku, w którym zmierzał – słowa będą miały wysoką cenę, jeżeli nie zostaną poparte działaniem. To zwiększy koszt tego, co nadchodzi dla wszystkich, bez wyjątku. Pociąg rusza, a pasażerowie, niezależnie od kierunku, w którym jadą – w tym ci, którzy są przeciwni ideologicznie – są związani tym, kto prowadzi i bezpiecznym dotarciem na następną stację” – komentuje analityk.
Jak dodaje, w tej chwili „wyzwanie nie leży już w sferze taktyki” prowadzenia konfliktu i nie ma znacznia, kto wygra wybory w USA. Teoretyzowanie na temat „koncepcji strategicznej cierpliwości w stawianiu czoła wojnie i oszczędzaniu zasobów na stoczenie bitwy, której czas nie jest dyktowany przez wroga” jest bezsensowne, sądzi dziennikarz. Wojna to nieuchronna przyszłość.
To, „co się w tej chwili dzieje, mówi samo za siebie. Najważniejszym wnioskiem jest to, iż Izrael i jego sojusznicy postanowili pójść do końca, nie pozostawiając, albo pozostawiając Iranowi kilka miejsca na zachowanie jego zdolności strategicznych na dzień, w którym wojna może dotrzeć do jego granic” – puentuje Hashem.
Podobnego zdania jest Eldar Mamedov, który nie ma wątpliwości, iż zabójstwo Hassana Nasrallaha, przywódcy libańskiej milicji szyickiej, zadało ostateczny cios wszelkim szansom na odnowienie odprężenia między Stanami Zjednoczonymi i Europą z jednej strony a Iranem z drugiej.
„Izraelski atak nastąpił zaledwie kilka dni po tym, jak reformatorski prezydent Iranu Massoud Pezeshkian przemawiał na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku o swoim pragnieniu ponownego zaangażowania się w sprawy Zachodu, a jego doświadczony zespół ds. polityki zagranicznej – w tym ci, którzy negocjowali porozumienie nuklearne z 2015 r. (JCPOA), tacy jak wiceprezydent ds. strategicznych Javad Zarif, minister spraw zagranicznych Seyed Abbas Araghchi i były ambasador przy ONZ Takht Ravanchi – byli zajęci ponownym nawiązywaniem kontaktów ze swoimi zachodnimi odpowiednikami w celu omówienia perspektyw ożywienia dyplomacji” – czytamy.
Zabójstwo Nasrallaha było ciosem dla tej perspektywy. A atak na libański Hezbollah, który od dawna pełni funkcję odstraszania Izraela przed napaścią na terytorium Iranu, w szczególności na jego infrastrukturę nuklearną, nie zniszczy całkowicie Hezbollahu, ze względu na głębokie korzenie organizacji w libańskiej społeczności szyickiej. Ma jednak poniżyć organizację i „otworzyć okno możliwości dla Tel Awiwu, aby zaatakować Iran w momencie jego postrzeganej słabości”. To między innymi zasugerował zięć Donalda Trumpa, Jared Kushner, argumentując, iż dla Izraela brak zdecydowanego działania teraz byłby „nieodpowiedzialny”.
Przywódcy Izraela uważają, iż mają okazję, która zdarza się raz na pokolenie, aby zmienić kształt Bliskiego Wschodu. Rozpoczynając „ograniczoną” ofensywę lądową w Libanie, premier Izraela Benjamin Netanjahu dał do zrozumienia, iż chce doprowadzić do zmiany władzy w Teheranie i pozbawić Irańczyków umiejętności sponsorowania oraz szkolenia Hamasu w Gazie, jak i libańskiego Hezbollahu. Netanjahu obiecał „szlachetnemu narodowi perskiemu”, iż dzień, w którym uwolnią się od rządów „tyranów” i będą mogli zawrzeć pokój z Izraelem, nadejdzie „znacznie szybciej, niż ludzie myślą”. Dodał, iż „nie ma miejsca na Bliskim Wschodzie, do którego Izrael nie mógłby dotrzeć”.
Do niedawna fatalne w skutkach sondaże opinii publicznej dla Netanjahu rosną od czasu zabójstwa Nasrallaha. Ma on wszelkie polityczne powody, aby przedłużyć ofensywę i zignorować wezwania do zawieszenia broni.
Były szef Mossadu Tamir Pardo publicznie wzywa do kontynuowania kampanii wojskowej w celu ponownego sformatowania Bliskiego Wschodu. Spodziewa się, iż najważniejszy sojusznik regionalny Teheranu nie odzyska kontroli nad Libanem w takim stopniu, w jakim to miało miejsce od wojny z Izraelem w 2006 r.
Wielu jednak przestrzega Izrael, iż mimo początkowych sukcesów, nie jest w stanie zapewnić „strategicznej ścieżki”, która gwarantowałaby bezpieczeństwo mieszkańcom Izraela.
Źródło: amwaj.media, responsiblestatecraft.org, politico.eu
AS