Dlaczego ucieczką? To po prostu moment, w którym wszystkie oczy skupione są na jednym ośrodku, który w trudnym momencie integruje demokratyczną koalicję. Z perspektywy Brukseli to również skuteczny sposób pokazania Europie, że rząd premiera Tuska i on sam wciąż mają bardzo silny mandat.
Nie zgodzę się. Mamy bardzo jasną agendę, która wybrzmiała też w przemówieniu Donalda Tuska. Oprócz przywrócenia wiarygodności ekonomicznej i nadania gospodarce nowej dynamiki, którą widać w danych, jest to kwestia przyszłości i miejsca w Europie. Kończymy właśnie polską prezydencję i bez fałszywej skromności mogę śmiało powiedzieć, że nikt nie zrobił tyle dla bezpieczeństwa, ile w tym czasie zrobili nasz rząd i nasz premier. A przez osiem lat rządów PiS...
To czasem brzmi jak mantra, wiem, ale trzeba te kwestie zestawiać i porównywać. Przez osiem lat nie udało się im – mimo propagandowej akcji, że zagrażają nam migranci, mimo budowy płotu – uszczelnić granicy i wyhamować fali migracyjnej. A do tego mamy te pół miliona wiz wydanych do całej strefy Schengen.
Nie było ani jednego euro, które wspomogłoby polski budżet w uszczelnianiu granicy. My to załatwiliśmy.
Pierwsza transza na ponad 200 mln zł (52 mln euro) już została wysłana, będzie kolejna. A pamięta pan, jak długo przekonywano nas, że nie ma do tego podstawy prawnej? Była na ten temat duża debata i sporo rozmów w kuluarach. Potrzebne były wola i sprawczość. Efekt? Dopięliśmy to w czasie naszej prezydencji, której głównym hasłem było bezpieczeństwo. Tu płynnie przejdźmy do wsparcia polskiego przemysłu zbrojeniowego, które ma dziś wymiar finansowy. Opowiem panu z własnego podwórka, jak to wygląda...
Gdyby było dobrze, to wszyscy widzieliby, o czym mówię i to doceniali. A tak nie jest. Dla mnie największym zaskoczeniem jest głos młodego pokolenia i rolników. Wszyscy zastanawiamy się, dlaczego zagłosowali tak, a nie inaczej.
Broń Boże, obwiniać wyborców za własne porażki to więcej niż zbrodnia. Mogę winić tylko siebie, swój obóz, za to, że nie dotarliśmy z tym przekazem – np. do rolników, którzy jeszcze za rządów PiS po otwarciu granicy z Ukrainą stali na granicy bankructwa. Przywróciliśmy poprzednie zasady, na co nikt nie dawał nam szansy.
Zatrzymaliśmy przepisy idące w stronę liberalizacji handlu z Ukrainą. A wszystko się zaczęło od niedocenianego Parlamentu Europejskiego, od rezolucji zgłoszonej – powiem nieskromnie – przeze mnie.
Posłowie PiS śmiali się, że to zasłona dymna, że praktyka i biznes będą inne. I co? Ruszyła prezydencja, a wraz z nią negocjacje i budowanie większościowej koalicji na poziomie rządów. W efekcie od 5 czerwca mamy powrót do stanu sprzed wojny. A jeszcze w maju PiS straszył, że to ściema i że zaleje nas ukraińskie zboże. Ale takich nakręcanych strachów nikt potem nie odkręca.
Komunikacja jest bardzo słaba. Żeby to zmienić, potrzebna jest codzienna obecność: fizyczna, wydeptanie tysięcy dróg i spotkań. Tego zabrakło. Do tego nasi partnerzy z PSL, umówmy się, byli nieobecni w tej kampanii, nie pomogli w dotarciu do środowisk poza miastami. Dopiero na końcu ruszyli z pomocą. Ludowcy są tutaj cennym partnerem w samorządach i w terenie. Nie mówiliśmy też o małych konkretach, z których robi się później większy obrazek. Kilka miesięcy temu miałem spotkanie z eksporterami ziemniaków, którzy zgłosili, że jest problem z bakteriozą i blokadami. Załatwiliśmy to.
To prawda (śmiech). Można podać zresztą więcej przykładów niefortunnych obrazków i ruchów, które z miejsca stawały się memotwórcze. Ale w gruncie rzeczy to didaskalia. Dużo bardziej zabrakło intensywnej rozmowy o przyszłości z Polkami i Polakami.
Nigdy nie jest tak, że coś dzieje się w jednej chwili. Osiem lat propagandy antyeuropejskiej: od dziwnych informacji na rachunkach za prąd, przez dezinformację w mediach społecznościowych. To wszystko też zbiera żniwo. Czasy się zmieniają, Platforma też nie jest przecież tą samą partią co 10 czy 15 lat temu. Zwłaszcza w sytuacji, gdy PSL wybrał konfigurację w ramach Trzeciej Drogi, wchodząc de facto w nurt liberalny, akcentów podkreślających nasz centroprawicowy, chadecki charakter. Trochę nam tego skrzydła brakuje. Kiedy rozmawiamy o gospodarce i rzeczach związanych z planowaniem i biznesem, co przecież jest kluczowe także dla rolników, to czasem musimy przebijać się przez barierę światopoglądową, udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami.
Nie mam wrażenia, że młode pokolenie, wyborcy do 30. r. życia, oczekują jakiegoś antyrozwojowego zwrotu, że ich marzeniem jest odwrót od Europy czy Polexit. Oni w sposób naturalny czują się obywatelami wspólnoty europejskiej, ale nie chcą regulacji, narzucania tego, jakim samochodem mamy jeździć czy nowych mechanizmów ograniczających i utrudniających codzienne życie.
Tak. Dlatego naszym zadaniem jest zrozumieć oczekiwania i na nie odpowiedzieć. A nikt tak dobrze jak my ich nie rozumie, nawet jeśli przez lata się nieco zmieniły. Możemy też to ponieść dalej – z Warszawy do Brukseli. Jeśli nie postawimy Brukseli z głowy na nogi, to nie wyjdziemy z tego klinczu.
W państwach Europy Zachodniej nie zawsze to rozumieją, podobnie jak wagi problemu z Rosją przy granicach. Nie czują, że brukselska administracja ma słaby wizerunek, nie ma nawet komisarza odpowiedzialnego za komunikację.
... od razu przerwę panu tę złośliwość, bo oczywiście, że to tak nie działa. Ale to jest kwestia aktywności, codziennej rozmowy, aktualizacji systemu, opowiedzenia Europy na nowo. I rozwoju. Czasy się zmieniają, więc nie do końca działa już opowieść, którą żyło moje pokolenie. Nie pamięta się o tym, że Ukraina startowała na początku lat 90. z wyższego poziomu niż my. A jak to wygląda dziś? To jest przepaść, zostawiając nawet z boku sprawy wojny.
Tak, nam opowiadano, „jak to było przed wojną”, a dziś młodzież patrzy na nas jak na wariatów, gdy mówimy, „jak to było przed 1989 r.', albo nawet, „jak to było przed wejściem do Unii”. Młodzi czują się dziś naturalną częścią Zachodu, chcą określać, jaki będzie ten Zachód, a my musimy zrozumieć, że jeżeli nie będziemy odpowiadać na ich oczekiwania i aspiracje, to wybiorą innych.
Awantura i bicie na alarm miały szerokie echo, ale finał tej historii już nie. A finał jest taki, że wynegocjowaliśmy ostatecznie to, co chcieliśmy. Przegrywając na komisji bezpieczeństwa w PE sprawę algorytmów dotyczących wydatków na zbrojenia, od razu mówiliśmy, że odwrócimy to w negocjacjach na poziomie rządowym. I się udało.
Zabrakło głośnej opowieści o tym, że pieniądze na polską zbrojeniówkę będą olbrzymie, że odwróciliśmy niekorzystny mechanizm. Stało się to zresztą w finale kampanii.
I co? Czy ktoś o tym powiedział? Czy media podłapały temat tak ochoczo jak ostrzeżenia, że nas Berlin i Paryż ograją? Czy wybrzmiało to w czasie którejś z debat kandydatów?
Pewnie będzie to trzeba wszystko przeanalizować i wyjaśnić. Ale naprawdę, historia o bezpieczeństwie, w sprawie którego nie ma się co kłócić także w europarlamencie, jest potrzebna. Okazuje się, że skuteczność, choć czasem dojrzewa w ciszy, jest realna. Nie wszystko trzeba mieć od razu, nie warto od razu krzyczeć, że coś jest skandalem i uprawiać donkiszoterię, która nie popłaca.
Na krótką metę może tak, ale z czasem staje się śmieszna i tragiczna. Skuteczną politykę czasem robi się nudno i długo. Musimy znaleźć sposób, by to opowiedzieć na nowo. ©Ⓟ