PSL naciska na Kosiniaka-Kamysza. Chce, żeby rzucił wyzwanie Tuskowi
Donald Tusk może być pewny poparcia PSL podczas sejmowego głosowania nad wotum zaufania. Może być też jednak pewny, że ludowcy chcą go zmienić na stanowisku szefa rządu. Ta chęć jest na tyle silna, że - według informacji Interii - partia oczekuje od Władysława Kosiniaka-Kamysza zawalczenia o premierowski fotel.

- PSL oczekuje zmiany premiera - wprost w rozmowie z Interią przyznaje osoba z władz ludowców. - Zmiana premiera to zmiana strategii, zmiana sposobu pracy rządu, większe partnerstwo i mniejsze poddaństwo, mniej konfliktów, więcej wsłuchiwania się w siebie nawzajem i dawania sobie przestrzeni do działania - wylicza potencjalne korzyści.
Od tej samej osoby słyszymy zapewnienie, że "to, co mówi Michał, ale przede wszystkim to, co mówi Marek, to jest to, o czym w PSL wszyscy mówią i myślą". Chodzi o szeroko komentowane i bardzo krytyczne pod adresem Donalda Tuska wypowiedzi posła Marka Sawickiego i wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego, które padły w następstwie przegranej Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich.
- Parafrazując ostatnie zdanie z konferencji Władka (Kosiniaka-Kamysza - przyp. red.) i marszałka Zgorzelskiego: będziemy próbowali wykorzystać tę sytuację - dodaje inny wysoko postawiony polityk PSL. Wspomniana konferencja to zeszłotygodniowe wystąpienie, podczas którego ludowcy ogłosili, że wicepremier i szef MON otrzymał od partii upoważnienie do prowadzenia prac w zakresie nowej umowy koalicyjnej i nowej strategii koalicyjnej.
Nowy premier na nowe czasy
Tak zasadnicza zmiana nastawienia ludowców wobec Donalda Tuska to przede wszystkim efekt wyborczej klęski Koalicji 15 Października w wyborach prezydenckich. Na pierwszy plan wysuwa się, rzecz jasna, przegrana Rafała Trzaskowskiego z Karolem Nawrockim w drugiej turze, ale mocną żółtą kartkę rządzący otrzymali już 18 maja. Wówczas, w pierwszej turze głosowania, reprezentująca ich trójka kandydatów zdobyła skromne 40 proc. głosów. To wynik daleko poniżej oczekiwań. W ocenie ludowców był to efekt mocno krytycznej oceny Polaków wobec pierwszego półtora roku rządów. Rządów, za których jakość - w ocenie PSL - odpowiedzialność ponosi zwłaszcza Tusk.
- Ten wstrząs był bardzo potrzebny tej koalicji - uważa polityk z kierownictwa ludowców. Dodaje jednak: - Tylko, żeby wyciągnąć z niego właściwe wnioski i być wiarygodnym dla Polaków. Niestety już sam ten początek, czyli niby przyspieszamy, ale przegląd rządu robimy dopiero w lipcu, jest nielogiczny. Jeżeli działamy, to działajmy, a nie odkładamy wszystko na później.

Utrata Pałacu Prezydenckiego na kolejne pięć lat sprawia, że Koalicja 15 Października musi odnaleźć się w zupełnie nowych warunkach. I to nie na chwilę, ale długoterminowo. Nasi rozmówcy z PSL są przekonani, że w tych nowych okolicznościach premier Tusk będzie dla obozu władzy coraz bardziej obciążeniem, a coraz mniej atutem. Tajemnicą poliszynela jest, że relacje Tuska z Karolem Nawrockim są żadne, a obaj politycy - delikatnie rzecz ujmując - nie darzą się przesadną estymą. Tu PSL widzi swoją szansę.
- Powinniśmy wykorzystać fakt, że w gronie koalicji to wyłącznie my jesteśmy środowiskiem, które może być używane jako konieczny pomost w relacjach z prezydentem Nawrockim - przekonuje w rozmowie z Interią zaufany człowiek Władysława Kosiniaka-Kamysza. - Nawet deklaracja prezesa, że w sprawach racji stanu to my pierwsi wyciągamy rękę jest w dzisiejszej mocno rozgorączkowanej polityce cenna i może zostać doceniona. To wartość państwowa, nie partyjna, i trzeba ją wykorzystywać - podkreśla.
W podobnym tonie wypowiada się w wywiadzie dla Interii poseł ludowców Marek Sawicki. - Pewnie gdyby na czele rządu stał Władysław Kosiniak-Kamysz, łatwiej byłoby mu namówić pana prezydenta Nawrockiego do współpracy niż panu premierowi Tuskowi - zauważa marszałek senior.
PSL kontra Tusk. Długa lista pretensji
Nowe okoliczności polityczne to tylko jedna strona medalu. W rozmowach z politykami PSL można też usłyszeć bardzo zbliżoną i pokaźnych rozmiarów listę pretensji do stylu kierowania rządem przez Donalda Tuska.
Kierownik (tak w PO nazywają Donalda Tuska - przyp. red.) nie odtrąbił jeszcze odejścia na emeryturę i nie zasygnalizował, że chce namaścić następcę. Zresztą, jak znamy Tuska, to on raczej nigdy nikogo nie namaści. Jeśli ktoś będzie chciał przejąć po nim schedę, będzie musiał go politycznie wykończyć
Po pierwsze, ludowcy uważają, że rząd pracuje zbyt wolno, zbyt nieefektywnie i zbyt asekurancko. - Od początku mówiliśmy, że konieczne jest przedkładanie ustaw prezydentowi Dudzie i to nawet, jeśli miałby je wszystkie wetować - irytuje się osoba z władz PSL. - Chodziło o to, żeby było wiadomo, o co toczy się gra w wyborach prezydenckich. Wyborcy z naszego obozu nie mieli takiego poczucia, nie wiedzieli, dlaczego prezydent prawicy ma inne spojrzenie na mnóstwo spraw - dodaje.
Po drugie, ludowcy uważają, że rząd Tuska zbyt mocno przechylił się politycznie w lewo, podczas gdy kolejne wybory pokazują, że społeczeństwo jest centrowe z lekkim rysem konserwatywnym. Nasi rozmówcy z PSL skarżą się, że centrowa agenda światopoglądowa jest pomijana, a jeśli już coś jest głosowane w Sejmie, to projekty lewicowe. - Przez te kilkanaście miesięcy nie było prawie żadnych projektów centrowych, żadnych projektów historycznych czy edukacyjnych - zauważa jedno z naszych źródeł.
Z przechyłem rządu w lewo wiąże się kolejna z uwag wobec premierostwa Tuska, czyli brak partnerstwa w Koalicji 15 Października. W ocenie ludowców premier chce wszystkim kierować jednoosobowo, a jeśli uwzględnia przy tym czyiś interes polityczny, to wyłącznie Koalicji Obywatelskiej.
- To partnerstwo z Tuskiem było w latach 2007-11. Wtedy każdy miał swoją przestrzeń. My wiemy, jak dogadywać się z Platformą. Natomiast w ostatnim półtora roku całkowicie odebrano nam przestrzeń do działania - przypomina polityk z kierownictwa PSL. I dodaje: - Jeżeli nie będzie przestrzeni dla prawicy w tej koalicji - co wybory bijemy się przecież właśnie o prawicę, o te 3-5 pkt proc. umiarkowanie prawicowych głosów - to będzie działanie na rzecz oddania władzy PiS-owi.
Gromy na Tuska spadają również za to, jak wygląda obecnie i jak wyglądała przez pierwsze kilkanaście miesięcy tej kadencji sfera komunikacyjna rządu. A wyglądała - i jest to ocena również pozostałych koalicjantów, o czym pisaliśmy niedawno w Interii - fatalnie. Premier celowo nie powołał rzecznika rządu i osobiście zarządzał przekazem płynącym do mediów i wyborców. Kosztem sprawnej komunikacji z Polakami Tusk starał się optymalizować zarządzanie trudną, czteropartyjną koalicją. Wybory prezydenckie pokazały jednak, że była to drogą donikąd.
- To już nie jest ten sam Tusk - wzrusza ramionami prominentny polityk PSL. - Weźmy nawet to powyborcze orędzie - był zdenerwowany, nieprzygotowany, nie wytłumaczył ludziom, co się stało i co będzie dalej. To zupełnie nie w jego stylu. Dawniej Tusk nas wszystkich czarował, Tuska się uwielbiało, a teraz... staramy się go jakkolwiek zrozumieć - z rezygnacją przyznaje nasz rozmówca.

Komunikacji dotyczy też poniekąd ostatni z zarzutów wobec premiera. Chodzi o permanentne konflikty wewnątrz rządu i Koalicji 15 Października. Konflikty, które nie są trzymane wewnątrz sojuszu, tylko notorycznie rozgrywają się w przestrzeni publicznej. I chociaż w tych starciach politycy PSL niejednokrotnie grali pierwszoplanowe role, uważają, że rolą szefa rządu jest niedopuszczanie do takich sytuacji.
- Siła kierownictwa powinna być taka, żeby trzymać to za twarz i nie pozwalać, żeby to wypływało na zewnątrz - mówi wprost polityk PSL dobrze znający Tuska. - Trzeba umówić się na pewną szczelność komunikacyjną albo kodeks wewnętrznych relacji koalicyjnych, żeby to jednak jakoś wyglądało - proponuje.
Rekonstrukcyjna lista życzeń PSL
Donaldowi Tuskowi obrywa się również przy okazji zapowiedzianej już rekonstrukcji rządu. I właśnie na tym polega zarzut: zapowiedzianej, a nie dokonanej. - Premier mówi: przyspieszenie. A potem ogłasza, że przegląd rządu będzie w lipcu. To może w ogóle po wakacjach, w październiku? - ironizuje polityk z władz PSL. - Jeśli trzeba, to pracujemy w weekendy i święta. Co szkodzi, żeby od razu ostro się za to wziąć, przygotować raporty i kandydatury, zrobić rekonstrukcję tu i teraz? Przecież to jest kompletnie niespójne. Przyspieszamy, ale nie od teraz, tylko za miesiąc albo dwa - kontynuuje.
Nawet jeśli do wymiany premiera nie dojdzie teraz, to jest cenna opcja na przyszłość, na przykład za rok na ostatnią część tej kadencji przed wyborami w 2027 roku
Inny z naszych rozmówców, polityk PSL znający kulisy prac rządu: - Do rekonstrukcji przygotowujemy się co najmniej od pół roku. Pierwsza rekonstrukcja miała być 15 października, druga 13 grudnia, a ostatnim terminem był czerwiec. Teraz dowiadujemy się, że jednak lipiec, a może nawet sierpień.
Pytani o samą rekonstrukcję, politycy ludowców oczekują czterech rzeczy.
Po pierwsze, powinna być "bardzo głęboka", żeby - jak ujmuje to jedno z naszych źródeł - "dać nam nową energię, nowy oddech, nowe pomysły".
Po drugie, ludowcy liczą, że w ramach rekonstrukcji konsekwencje poniosą ci ministrowie, których praca zaważyła na słabym wyniku Koalicji 15 Października w wyborach prezydenckich. - To jest oczywiste. To dotyczy każdego z nas, każdy z nas podlega ocenie pracodawcy. Naszym pracodawcą jest naród i w wyborach prezydenckich ocenił nasza pracę jednoznacznie - mówi wprost ważny polityk PSL.
Po trzecie, ludowcy oczekują w rządzie większej liczby praktyków, a mniejszej teoretyków. - Teoretycy, którzy otaczają się również teoretykami, prowadzą do takiej filozofii pracy, że wszystko odkłada się na jutro - słyszymy w formacji Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Po czwarte, PSL chciałoby zmiany charakteru współpracy z ministrem finansów Andrzejem Domańskim. - Obecny minister finansów prowadzi narrację: pieniędzy nie ma i nie będzie. A jeżeli pieniędzy nie ma i nie będzie, to znaczy, że on niewłaściwie zarządza budżetem - tłumaczy nam polityk z kierownictwa ludowców.
Wielka gra Kosiniaka-Kamysza
Nasi rozmówcy z PSL podkreślają, że atmosfera w partii jest gorąca, bo i sytuacja samej partii po wyborach prezydenckich prezentuje się nieciekawie - koalicja rządząca słabnie w sondażach i straciła Pałac Prezydencki, formuła sojuszu PSL z Polską 2050 się wyczerpuje, a lista zrealizowanych w ramach rządu projektów, którymi ludowcy mogą się pochwalić, jest dla nich dalece niezadowalająca.

To właśnie stąd tak duże ciśnienie na wymianę premiera. - To już nie jest tylko kwestia Kosiniaka-Kamysza. Jeśli Władek nie zawalczy o fotel premiera, to na pewno będzie ważny temat na naszym kongresie. Oczekiwanie zmiany premiera jest w całym PSL - mówi wprost osoba z władz ludowców.
Co na to sam Kosiniak-Kamysz? Ludzie dobrze znający szefa MON podkreślają, że z jednej strony bardzo chciałby zostać szefem rządu, z drugiej - zależy mu na dobrych relacjach z Donaldem Tuskiem. Relacjach, które w tej kadencji Sejmu zdążyły już zaliczyć poważne zgrzyty, ale ostatnimi czasy znów wyszły na prostą.
Mówi polityk ludowców doskonale znający Kosiniaka-Kamysza: - Władek jest realistą. Zdaje sobie sprawę, że to jeszcze nie ten czas. Kierownik (tak w PO nazywają Donalda Tuska - przyp. red.) nie odtrąbił jeszcze odejścia na emeryturę i nie zasygnalizował, że chce namaścić następcę. Zresztą, jak znamy Tuska, to on raczej nigdy nikogo nie namaści. Jeśli ktoś będzie chciał przejąć po nim schedę, będzie musiał go politycznie wykończyć.
PSL oczekuje zmiany premiera. Zmiana premiera to zmiana strategii, zmiana sposobu pracy rządu, większe partnerstwo i mniejsze poddaństwo, mniej konfliktów, więcej wsłuchiwania się w siebie nawzajem i dawania sobie przestrzeni do działania
Rzecz w tym, że prezes PSL może nie mieć wyboru. Presja partii i namowy współpracowników są coraz silniejsze, a sytuacja samego PSL coraz trudniejsza. Zresztą już niedawna ankieta wśród działaczy PSL, w której wypowiadali się, co sądzą o możliwości współpracy z Prawem i Sprawiedliwością oraz Konfederacją, miała wprowadzić do gry element strategicznej niepewności dla Tuska i Koalicji Obywatelskiej.
Pytani o ankietę politycy PSL nawet w nieoficjalnych rozmowach zapewniają jednak, że Kosiniak-Kamysz nie porzuci "obozu demokratycznego", niezależnie od namów i nacisków w swojej partii. Pokrywa się to zresztą z tym, co mówi się w Koalicji Obywatelskiej. Jej politycy są przekonani, że to nie PSL jest najsłabszym ogniwem Koalicji 15 Października i to nie tam Jarosław Kaczyński będzie w pierwszej kolejności poszukiwać chwiejnych posłów i posłanek, którzy pomogliby mu obalić rząd Tuska.
Pozostaje pytanie: czy ceną za lojalność może być fotel szefa rządu? - Funkcja premiera ma swoją siłę i polityczny ciężar, może pociągnąć partię do góry sondażowo i wizerunkowo - nie ma złudzeń ważny polityk PSL. Po chwili dodaje: - Jednak nawet jeśli do wymiany premiera nie dojdzie teraz, to jest cenna opcja na przyszłość, na przykład za rok na ostatnią część tej kadencji przed wyborami w 2027 roku.