Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0

Kiedyś USA sprzedawały światu globalizację jak coca-colę: masowo i z przekonaniem. Dziś wolny handel przestaje istnieć, a Biały Dom stawia na cła w nadziei na powrót American Dream. Jak do tego doszło i co nam to mówi o przyszłości świata?

Publikacja: 22.04.2025 14:47

Prezydent USA Donald Trump

Prezydent USA Donald Trump

Foto: PAP/EPA/SAMUEL CORUM / POOL

W ciągu ostatnich 15 lat polityka handlowa Stanów Zjednoczonych przeszła głęboką transformację: od umiarkowanego multilateralizmu Obamy, przez „America first” Trumpa, po zaskakującą ciągłość u Bidena – aż po kolejną kadencję Trumpa, w której protekcjonizm już nie tyle się umacnia, co brutalnie dominuje. USA, niegdyś orędownik globalnych reguł, dziś coraz częściej zachowują się tak, jakby reguły były dla naiwnych.

Barack Obama (2009–2017): zasiane ziarna nieufności

Choć prezydentura Obamy często była opisywana jako umiarkowanie globalistyczna, to i w niej dało się wyczuć nutę gospodarczej nieufności wobec Chin. Sztandarowym projektem było Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) – sojusz handlowy wymierzony w rosnącą potęgę ChRL. Ale umowa, która miała być geostrategicznym arcydziełem, upadła pod ciężarem wewnętrznych podziałów. Lewica zarzucała jej brak gwarancji pracowniczych, związki zawodowe biły na alarm, a społeczne poparcie gasło szybciej niż entuzjazm Wall Street.

Obama wprowadził też pierwsze od dawna cła ochronne na chińskie opony i stal – symboliczny, ale znaczący sygnał odwrotu od ślepego zaufania do liberalizacji. Jednocześnie USA konsekwentnie ignorowały postulat reformy WTO, a także wstrzymywały nominacje do ciała apelacyjnego, co doprowadziło do jego paraliżu już za czasów następcy Obamy w Białym Domu.

Donald Trump (2017–2021): rewolucja „America first”

Tu już nie było półśrodków. Trump przyszedł z młotem i zaczął rozbijać dotychczasowy porządek. Wojny celne z Chinami, taryfy na stal i aluminium pod pretekstem bezpieczeństwa narodowego, renegocjacja NAFTA, wycofanie się z TPP, a wreszcie świadome paraliżowanie WTO – wszystko to było częścią większego planu: przestawić USA z trybu „światowego lidera” na tryb „światowego egzekutora własnych interesów”.

Zamiast wielostronnych reguł – szantaż bilateralny. Zamiast budowy instytucji – strategiczna ich dezaktywacja. Efekt? Chaos w globalnych łańcuchach dostaw, wzrost napięć, niepewność dla inwestorów. Ale też – wzrost politycznego poparcia w regionach przemysłowych, które od dekad czuły się zdradzone przez globalizację.

Czytaj więcej

America First: interes USA zawsze ponad sojuszami

Joe Biden (2021–2025): Trump z ludzką twarzą?

Biden miał być powrotem do normalności. A jednak jego polityka handlowa zaskakująco przypominała kurs wyznaczony przez poprzednika. Zamiast demontażu ceł nałożonych przez Trumpa – ich zachowanie. Zamiast renesansu WTO – dalszy marazm. Zamiast odważnych porozumień handlowych – technokratyczne inicjatywy typu IPEF (Indo-Pacific Economic Framework for Prosperity, czyli Indopacyficzne Ramy Gospodarcze na rzecz Dobrobytu), które nie oferowały realnego dostępu do rynku.

CHIPS Act i Inflation Reduction Act? Oba wprowadziły hojne subsydia dla krajowego przemysłu, prowokując oskarżenia o zakłócanie konkurencji. Hasło „Buy American” przestało być populistycznym sloganem, stało się oficjalną linią Białego Domu. Za to wszystko Joe Biden był krytykowany w Chinach i w Europie.

Donald Trump 2.0 (2025–): protekcjonizm jako nowa normalność

Powrót Trumpa do Białego Domu w 2025 r. nie przyniósł żadnej rewolucji, bo rewolucja już się dokonała. Teraz przyszła pora na instytucjonalizację nowego porządku. Cła 10 proc. na cały import, z możliwością podniesienia do 50 proc. Chińskie towary objęte taryfami nawet 145 proc., z wyjątkiem smartfonów i kilku kluczowych kategorii produktów elektronicznych.

IMM, Raport NOM, marzec 2025

"Rzeczpospolita" najbardziej opiniotwórczym medium w Polsce

Czytaj u źródła

Trump wykorzystuje ustawy o nadzwyczajnych uprawnieniach (IEEPA), by omijać Kongres i nakładać cła wedle własnego uznania. Oficjalne powody? Narkotyki oraz nielegalna migracja, które mają sankcjonować tego typu metody.

Partnerzy handlowi nie pozostali dłużni. UE, Indie, Kanada – wszyscy odpowiedzieli swoimi cłami lub ich zapowiedzią, jeżeli USA faktycznie wprowadzą swoje podwyższone stawki. Chiny i Japonia zaczęły wyprzedawać amerykańskie obligacje, podbijając rentowność i wywołując presję inflacyjną. Dolar nadal króluje, ale już z cieniem niepewności co do kierunku rozwoju sytuacji gospodarczej.

Efekt? Możliwy spadek dynamiki PKB, wzrost inflacji, napięcia w sektorach zależnych od importu i pierwsze oznaki zmęczenia inwestorów „gospodarczą wojną totalną”. Społeczeństwo na razie jednak gotowe jest zaakceptować koszty, czekając na potencjalne profity w postaci większej produkcji w USA.

Czytaj więcej

Cła Trumpa już szkodzą Amerykanom. A zakłóceń będzie dużo więcej

Świat po liberalizmie

Od czasów Obamy aż po Trumpa 2.0, polityka handlowa USA dryfowała w stronę unilateralizmu i protekcjonizmu. Zaufanie do instytucji multilateralnych – zwłaszcza WTO – zostało zredukowane do zera. Świat coraz bardziej przypomina pole gry, gdzie każda strona ustala własne reguły, co jest niestety niebezpieczne dla takiej gospodarki jak Polska, która wygrywała na jednolitych zasadach dla wszystkich. Czy to jeszcze obrona interesów narodowych, czy już pełzający izolacjonizm? A może po prostu nowa faza kapitalizmu, w której państwa stają się znów głównymi graczami, a nie tylko moderatorami wolnego rynku?

Fragmentacja systemu handlowego przyspiesza. Rośnie znaczenie porozumień regionalnych, rosną bariery, rośnie nieufność. A wraz z nią – ryzyko stagflacji, spadku konkurencyjności i gospodarczego dryfu. Można próbować negocjować, deeskalować, mediować. Ale trzeba sobie jasno powiedzieć: świat liberalnego handlu, jaki znaliśmy, przestaje istnieć.

Być może za dekadę będziemy patrzeć na lata 90. i początek XXI wieku z nostalgią – jako na krótki sen o wspólnym rynku światowym. Sen, który właśnie się kończy. Bo dziś w Waszyngtonie nikt już nie pyta, co byłoby dobre dla świata. Pytanie brzmi: co można jeszcze wygrać dla siebie, zanim zrobią to inni. By była jasność, podobny sposób myślenia w Pekinie jest obecny od lat, a amerykańska diagnoza co do wykorzystywania systemu przez ChRL jest prawdziwa. Wchodzimy w nowy niezbadany okres, który nie skończy się z końcem prezydentury Donalda Trumpa.

O autorze

Piotr Arak

Główny ekonomista VeloBanku, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

W ciągu ostatnich 15 lat polityka handlowa Stanów Zjednoczonych przeszła głęboką transformację: od umiarkowanego multilateralizmu Obamy, przez „America first” Trumpa, po zaskakującą ciągłość u Bidena – aż po kolejną kadencję Trumpa, w której protekcjonizm już nie tyle się umacnia, co brutalnie dominuje. USA, niegdyś orędownik globalnych reguł, dziś coraz częściej zachowują się tak, jakby reguły były dla naiwnych.

Barack Obama (2009–2017): zasiane ziarna nieufności

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej