Portia Moore wraz z mężem, czteroletnią córką Belle i blisko dwuletnim synem Prestonem chcieli zrobić zdjęcia do rodzinnego albumu nad sztucznym zbiornikiem Tidal Basin, gdzie właśnie kwitną wiśnie. Sesja zdjęciowa miała odbyć się po południu, jednak finalnie fotografka zaproponowała, aby rodzina zaczęła już wczesnym rankiem. Briana Inell tłumaczyła, że wtedy jest lepsze słońce i mniejszy ruch, a więc nikt nie będzie wchodził w kadr.
- Kazaliśmy dzieciom stanąć na ławce przy Tidal Basin, żeby mieć więcej zdjęć z pomnikiem Waszyngtona i kwiatami wiśni w tle - powiedziała Moore w rozmowie z CNN.
Nagle ojciec dzieci zauważył znajomą twarz, ale nieco nie dowierzał w to, kto właśnie obok nich przeszedł. Doprecyzował, że chodzi o Baracka Obamę, a fotografka szybko zaczęła przeglądać wykonane ujęcia. Okazało się, że udało jej się uchwycić amerykańskiego prezydenta.
Ta (sesja - red.) wiele znaczy dla mnie i dla nich (dzieci - red.) w okresie, gdy dorastają. To buduje pewność siebie: mam się czym podzielić
- podkreśliła Moore.
Matka przyznała, że pojawienie się Obamy śmiało może nazwać "największą niespodzianką w jej życiu". - Warto dostrzec piękno życia, nie tylko ludzi, ale i rzeczy w naturze, w życiu codziennym, bo to, co dzieje się wokół nas, może być szalone. Doceniajmy te małe rzeczy. To (co się wydarzyło - red.) to taka mała rzecz, ale też monumentalna - dodała i pokazała zdjęcie w mediach społecznościowych.
Fotografię skomentował nawet sam zainteresowany - Barack Obama, który udostępnił je później w relacji na swoim instagramowym profilu.
Prestonie, Belle, mam nadzieję, że podobała się wam pełnia kwitnienia. Moja wina, że wszedłem w kadr
- napisał były prezydent USA.