Dziesięć spotkań

liberte.pl 3 месяцы назад

Politykę migracyjną Europy można budować tylko na prawdziwych potrzebach: Europejczyków i osób uchodźczych. Działać będzie tylko wtedy, kiedy odpowie na braki, marzenia, potrzeby: bezpieczeństwa, ekonomii, logistyki, godności. Żeby te potrzeby poznać, należy rozmawiać.

#1 Grecja, wyspa

„Witamy w Europie” – mówili im, kiedy wyciągali ich mokrych i zziębniętych z łodzi u brzegów wyspy Lesbos. Ich kamizelki ratunkowe, razem z rozdartymi pontonami i roztrzaskanymi łodziami, lądowały na cmentarzysku na północy wyspy. A oni w obozach. Takich, w których kolejka po posiłek zajmowała 3 godziny. Śniadanie, obiad, kolacja – w sumie 9. W obozie Pikpa dla osób ze specjalnym statusem wylądował między innymi Najm. Miał piękne oczy i mózgowe porażenie dziecięce. Uchodźca z irackiej Basry. Najm mówił bardzo niewyraźnie i nie mogłam go zrozumieć. Po dwóch minutach znajomości pokazał mi w swoim telefonie zdjęcia młodszego brata. Nieżywego, całego we krwi. Najm przybył do Europy, jak większość uchodźców, z dziurą w sercu.

#2 Grecja kontynentalna

Po dwóch latach w drodze wylądowałam w obozie Ritsona – właśnie tam spotkałam 17-letnią Parwanę z Afganistanu. Mówiła: „Byłam szczęśliwa, iż wreszcie pójdę do szkoły. Okazało się, iż w szkołach tutaj nie ma szans na miejsca dla kogokolwiek z obozu. Wpadłam w rozpacz”. Parwana o niczym nie marzyła tak, jak o nauce. Jeszcze na wyspie Lesbos, w obozie Moria, siedząc w namiocie rozbitym w błocie, sama z internetu nauczyła się niemieckiego oraz tego, jak prowadzić szkołę. Parwana ma cierpliwość do poznawania i tłumaczenia świata. „Popatrz, gdzie jest nasz obóz: na końcu świata. 12 kilometrów od najbliższego wiejskiego sklepu. Wiesz, dlaczego ten obóz jest tutaj? Żebyśmy nikogo nie spotykali. Żeby nikt nie spotykał nas. Żebyśmy byli niewidoczni”. Parwana w obozie Ritsona zorganizowała naukę dla kilkuset osób, ale sama chciała uczyć się dalej. Dopiero po latach trafiła do szkoły. Dziś studiuje w Niemczech. Parwana przybyła do Europy, jak większość uchodźców, z marzeniami.

#3 Góry na granicy bośniacko-chorwackiej

Obozowisko Vucjak, w górach Bośni, było miejscem startowym tzw. „game” przez 179 dni. To tu nocowali po raz ostatni pod namiotem uchodźcy, którzy potem przez Chorwację próbowali przedostać się dalej. Między nimi Yasar, nastolatek, który uciekł z Afganistanu przed wciągnięciem w kręgi Talibanów. Yasar wyszedł w góry z Vucjaka, a jak wrócił, obóz był już zrównany z ziemią. Wrócił z odmrożonymi rękoma i ranami na plecach, zadanymi przez chorwackich żołnierzy przy pushbackach. Yasar spędził dwanaście dni w śniegu, trząsł się z zimna. Rozpaliliśmy wspólnie ognisko: z plastikowych butelek i resztek namiotów. Herbata zaparzona w ugotowanej wodzie cuchnęła plastikiem, ale grzała. „Jesteś pierwszą osobą, która zapytała o moje imię”, pisał na translatorze Yasar. „W Grecji i na Bałkanach czasem ktoś rzucił mi kanapkę, ale nie patrząc mi w oczy. Powiedz mi, co ja mam zrobić, żeby ludzie się mnie nie bali?”. Nie umiałam mu odpowiedzieć na to pytanie. Pisał dalej: „I jak sobie radzić z tym, iż nie wiem? Nie wiem, czy uda mi się dotrzeć w bezpieczne miejsce, nie wiem, jakie mam prawa, nie wiem, gdzie mnie wiozą. Najgorsza jest niewiadoma”. Yasar przybył do Europy, jak większość uchodźców, z pytaniami.

#4 Maleńka stacja kolejowa na granicy macedońsko-greckiej

Wysadzili ich wszystkich z pociągu, na ostatniej stacyjce przed granicą i ustawili w rzędy. Nastraszyli, kazali siedzieć w kucki. Oni, duża grupa Hazarów, najbardziej dyskryminowanej mniejszości etnicznej z Afganistanu. Dyskryminowanej w domu, ale też wszędzie po drodze, gdzie latami próbowali sobie ułożyć życie: w Iranie i w Turcji. Tu znów ktoś celuje w nich karabinem. Możemy porozmawiać tylko chwilkę, nie jestem pewna, czy zapamiętałam dobrze jego imię: Ali Reza. „Nie rozumiem. Nie rozumiem prawa, nie rozumiem, dlaczego niektórzy mogą aplikować o ochronę. Boję się tego, co za mną, boję się tego, co przede mną. Moje dziecko od wielu lat sika w majtki”. Ali Reza przybył do Europy, jak większość uchodźców, z ogromnym strachem.

#5 Melilla – kawałeczek Hiszpani przy Maroku

Abdul, lat 16, bał się meduz. Dlatego zamiast płynąć wpław, z plaży do luku bagażowego promu w Melilli, wybiera inną drogę. Chowa się za murami, czołga pod samochodami, skacze przez niższy płot. Jak kot. Codziennie. Nie pamięta już, który raz. „Próbuję nie zaprzyjaźniać się z innymi” – mówi mi. – „Przecież ciągle komuś w końcu udaje się uciec. Wtedy traci się kumpla”. Abdul bardzo się dziwi, iż podaję mu rękę i z zaskoczeniem wyznaje „Przecież jest brudna! Hiszpanie nigdy nie podają mi ręki”. – Pytam go, o czym marzy, odpowiada: „Żeby nie bili. Ani w ośrodku dla nieletnich, ani na plaży, ani Guardia Civil”. Abdul przybył do Europy, jak większość uchodźców, z nadzieją.

#6 Wyspy Kanaryjskie

Na plaży w Puerta de la Cruz na Teneryfie łączą się dwa światy: białych surferów, przybywających z całej Europy zmierzyć się z falami i chłopaków z Senegalu, Mali i Mauretanii, którzy złożyli już wnioski o azyl, ale miesiącami czekają na ich rozpatrzenie. Żeby dostać się do Hiszpanii, spędzili czasem choćby dwa tygodnie na rozklekotanej łodzi na morzu. Adama mówi tylko w Bambara, więc tłumaczy dla nas jego kumpel Alou. „Czuję się jak duch. Nikt mnie tu nie widzi, nikt na mnie nie patrzy. A może na tym morzu zaginąłem, a tu siedzi tylko moja niewidoczna dusza?” – przybijam mu piątkę na potwierdzenie tego, iż wcale nie umarł. Adama, jak wielu chłopaków z Afryki Zachodniej, wychował się na morzu. Łowił ryby jeszcze zanim potrafił dobrze chodzić. Teraz patrzy na surferów z zainteresowaniem. „Chciałbyś spróbować?” – pytam. I idę porozmawiać ze szkółką surferów o projekcie integracyjnym, który właśnie narodził się w mojej głowie. Adama przybył do Europy, jak większość uchodźców, z umiejętnościami.

#7 Calais, północna Francja

Niektórym przekraczanie Europy zajęło dwa lata, niektórym cztery, innym dziesięć. Na ile starcza nadziei, energii albo wiary w lepsze jutro? Calais to być może najsmutniejsze miejsce, jakie znam na szlaku migracyjnym. Ahmet z Rodżawy cieszy się, kiedy słyszy, iż jestem z Polski. „Umiem coś powiedzieć po polsku!” – mówi. Co takiego? Odpowiada: „Kurwa, kurwa, kurwa. To słowa, które zawsze powtarzają polscy kierowcy ciężarówek, kiedy próbuję się ukryć w ich podwoziu. Ale wiesz co? Czytałem też książkę Brzezińskiego, to też Polak, prawda? Lubię książki”. – I podzielił się ze mną ulubionymi cytatami z Dostojewskiego, Schopenhauera I Bachtyara Ali. Ahmet, przybył do Europy, jak większość uchodźców, z zainteresowaniem światem.

#8 Maleńka wieś w Turcji, przy samej granicy

W tymczasowym obozowisku na terenie starej, opuszczonej szkoły (kilkaset metrów) chowa się przed deszczem 351 osób. To głównie Syryjczycy, ale jest też jedna rodzina palestyńska i trzy Jemenki. W kawiarni uchodźcy mogą podładować telefony, ale już w sklepiku obok buty kupują za potrójną, wczoraj podniesioną cenę. Ktoś we wsi pozwoli im wziąć wodę ze studni, inny ktoś splunie przez ramię, popatrzy spode łba i nie pozwoli dzieciom wychodzić dziś z domu.

Wśród uchodźców: Mahmoud, w Turcji od 9 lat. Próbował przetrwać już w dwunastu tureckich miastach, łapał się każdej pracy na czarno, najdłużej żył na ulicy w Stambule. Żyje na granicy śmierci głodowej od tygodni. Jest też Omer: próbował dopłynąć do Grecji na łodzi cztery razy, za każdym razem przeżył pushback, czyli brutalne odparcie przez grecką straż graniczną i zawrotkę do Turcji. Przy ostatnim razie stracił brata. Obiecał sobie, iż na morze nie wróci. I jeszcze Miriam, matka trójki dzieci. Najpierw dzieli się ze mną swoją historią, potem przytula, a na końcu płaczemy razem. „Mój 8-letni synek powoli traci wzrok, ale żaden lekarz nie chce przyjąć Syryjczyka bez papierów. Wygląda na to, iż to rak” – mówi. Miriam wierzy, iż w Europie doprosi się o wizytę. Mahmoud, Omer i Miriam przybyli do Europy, jak większość uchodźców, w desperacji.

# 9 Las przy polsko-białoruskiej granicy

Zain kocha Nasima. Ale dzielił ich wiek, rodzina Nasima i nadchodzące zaręczyny Zaina. Panowie żyli w Iraku, gdzie miłość między mężczyznami niesie ze sobą poważne konsekwencje. Zaufali mi, mówili: „Wiedząc, jak niebezpiecznie może być w drodze przez Białoruś i zimny polski las, podjęliśmy taką decyzję świadomie. W Iraku nigdy nie moglibyśmy żyć razem”. Zain i Nasim przybyli do Europy, jak większość uchodźców, z ważnego dla nich powodu.

# 10 Już gdzieś w Niemczech

„Dlaczego my musieliśmy zamarzać w polskim lesie, podczas gdy ukraińscy uchodźcy byli odbierani autokarami z granicy, mieli wolność podróżowania po Europie. Przecież krew, która płynie w naszych żyłach ma taki sam kolor” – żalił mi się Ibrahim, młody Syryjczyk, którego najpierw poznałam w polskim lesie, a parę miesięcy później piliśmy herbatę w niemieckim ośrodku dla uchodźców. „Jak to jest, iż na jednej granicy bije się ludzi, a na drugiej częstuje zupą i ciasteczkami? Czy bomby zrzucane na Ukrainę są gorsze niż bomby zrzucane na Syrię? Anna, czy to nie jest rasizm?” – pytał. Ibrahim przybył do Europy, jak większość uchodźców, z ważnymi obserwacjami.

***

Traumy, marzenia, wątpliwości, umiejętności, powody i refleksje – już wiemy, iż nie da się tworzyć praw kobiet bez głosu kobiet. Tak samo nie da się budować mądrej polityki migracyjnej bez rozmów z migrantami. Oni, jak nikt inny, rozumieją potrzebę bezpieczeństwa i godnego życia. Byli w stanie zapłacić za to najwyższą cenę. Może warto ich posłuchać?

Читать всю статью