Donald Tusk, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, popełnia coraz więcej błędów, a mimo to notowania Koalicji Obywatelskiej utrzymują się na tym samym poziomie. Spada za to Prawu i Sprawiedliwości, gdyż „nieomylny” prezes prawdopodobnie cały czas uważa, iż żyjemy w latach 90., i opowiada mrzonki o uzyskaniu w wyborach w 2027 r. 40 proc. głosów, co choćby u życzliwych prawicy politologów i dziennikarzy wywołuje uśmiech politowania.
Tak więc na placu boju pozostało tylko dwóch poważnych przeciwników. Prezydent Karol Nawrocki i premier Donald Tusk, który publicznie oświadczył, iż to prezydent, a nie prezes PiS, jest liderem prawicy. Będzie to, a adekwatnie już jest, pojedynek w stylu „Bez przebaczenia”, gdzie nie bierze się jeńców, a przegrani za jakiś czas, gdy odejdą z polityki, mogą trafić do miejsc odosobnienia, i nie mam na myśli zakonów kontemplacyjnych.
Licytacja atutów
Dlatego warto się zastanowić, kto w tej konfrontacji ma więcej atutów, więcej kul w magazynku. Donald Tusk, po formalnym utworzeniu Koalicji Obywatelskiej jako partii, stoi na czele rządu złożonego już praktycznie tylko z czterech ugrupowań: KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy, które wspiera trzech posłów „niezrzeszonych” (Izabela Bodnar, Marcin Józefaciuk, Tomasz Zimoch), co daje w Sejmie 243 głosy. To w miarę stabilna większość, która pozwoli koalicji utrzymać władzę do 2027 r., bo wiadomo, iż nic tak nie wiąże ludzi jak stołki i wspólny kredyt.










