Pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata za wpis na Facebooku potępiający batalion Azow – taki wyrok otrzymał lewicowy komentator polityczny, pan Arkadiusz Domeredzki w Sądzie Okręgowym w Opolu. Taką informację podało opolskie radio. Nie jest to pierwszy wyrok za wpis w mediach społecznościowych w Polsce.
„Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć.” – to sentencja przypisywana francuskiemu filozofowi Wolterowi. Nie jest istotne czy prawdziwa, ona jest bardzo ważna. Ten wyrok budzi mój stanowczy sprzeciw. Nie dlatego, iż popieram pogląd p. Domeredzkiego. Bo nie wiem, czy w tym batalionie Azow są naziści jak twierdzi. Nie mieści mi się to w głowie. I nie dlatego, iż wspieram Rosję. Bo Rosji nie za bardzo lubię, zaś sympatie mam raczej do ukraińskiej strony. Chociaż coraz mniejszą.
Sprzeciw mój wynika z tego powody, iż ciągle wierzę w demokrację i wolność słowa. Przez 32 lata w PRL-u sprzeciwiałem się karaniu za poglądy i cenzurze. Chodziłem na demonstracje, miałem wpięty opornik, rozprowadzałem opozycyjne gazetki wydawana w Hucie Katowice. Chcę wierzyć, iż w Polsce dalej obowiązuje Art. 54. Konstytucji RP, który mówi: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane”.
Mam jednak coraz większe wątpliwości. Dzisiaj w wolnej Polsce doskwiera mi dokładnie to samo. Znów czuje, iż jestem ograniczany. Zauważam coraz liczniejsze zakazy i cenzury w mediach społecznościowych. Nie mogę na przykład będąc w kraju zobaczyć strony Waszego pisma czyli „Myśli Polskiej”. Przez jakiś czas nie mogłem czytać w internecie „Najwyższego Czas!”. Blokuje się możliwość wyrażania opinii pod tekstami dotyczącymi wojny na Ukrainie na portalach informacyjnych. Dzisiaj piszę list do „Myśli Polskiej” chociaż ideowo bliższa mi jest „Gazeta Polska”. Jestem jednak przekonany, iż tam nie mam szans na jego wydrukowanie. To jest mój prywatny dramat. Wszystko w to, w co wierzyłem rozlatuje się jak domek postawiony z kart do gry.
Zastanawiam się, czy nie powinienem swojej córce i moim wnukom powiedzieć – przepraszam. Za to, iż wspierałem czynem, słowem i pieniądzem opozycję antypaństwową w PRL. To ja i miliony takich jak ja utorowaliśmy drogę do władzy przeciwnikom wolności słowa i zwolennikom cenzury. Zmarnowaliśmy w znacznym stopniu życie. Za komuny nie było wolności wypowiedzi, a cenzura była jawna. To chyba było uczciwsze, niż taka zakamuflowana i ukryta pod sloganami o wolności przekonań i słowa. Mam nadzieję, iż mailową spowiedź zamieścicie.
Bogusław Kozłowski