Wojna zaczęła się w Ukrainie, ale pokój skończył się w całej Europie. Czy polski rząd nadąży za historią? Stać go na kompromis z Unią? A opozycję – na wsparcie tego porozumienia?
Wniedzielę 27 lutego dowiedzieliśmy się, iż największy samolot świata, wyprodukowany w jednym egzemplarzu Antonow-225 „Mrija” przestał istnieć. Po raz pierwszy w historii systemu SWIFT wykluczono z niego część banków jakiegoś państwa. Ukraina, dotychczas kłopotliwy kraj na obrzeżach Unii Europejskiej, w bohaterskiej walce zadaje rosyjskim wojskom dotkliwe straty.
Białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka przyznał w wystąpieniu telewizyjnym, iż Kijów ostrzeliwano m.in. z terytorium Białorusi. Równolegle z rozmowami z ukraińskim szefem państwa Wołodymyrem Zełeńskim nad Prypecią prezydent Rosji Władimir Putin wydał rozkaz postawienia w gotowości broni jądrowej. „Mrija” (ukr. „marzenie”) o pokoju w naszej części świata spłonęło razem ze szczątkami antonowa. Tej wojny nie da się już zawrócić – da się ją wygrać dopiero wtedy, gdy Putin wraz z jego sitwą siłowików zostanie zmuszony oddać władzę w Rosji.
Niemcy już wiedzą, iż czasy się zmieniły
Wie to cała Europa, wiedzą to także Niemcy, które w ciągu 48 godz. dogłębnie zrewidowały założenia swojej polityki wewnętrznej i międzynarodowej. Po dekadach pacyfizmu przeznaczono tam 100 mld euro na zbrojenia, a adekwatnie – na przestawienie gospodarki „na tory wojenne”. Ta wiadomość jest może najbardziej wstrząsająca.
To jasny sygnał, iż Europa rozumie, iż znalazła się w defensywie, ponieważ nie ma w Niemczech takich sił u władzy, które zgodziłyby się na prowadzenie wojny zaczepnej. Scholz jasno mówi: „Czasy się zmieniły” (Wir erleben eine Zeitenwende) – w domyśle: „i my musimy się zmienić wraz z nimi”. Z perspektywy Polski jest to natomiast ostatni moment na zwarcie szyków i stanięcie po adekwatnej stronie historii.
Bo na razie Polska w oczach historii nie wygląda zbyt dobrze. Do obrony całej granicy wschodniej – na odcinku ukraińskim, białoruskim i przybałtyckim – potrzeba przynajmniej 100 tys. żołnierzy. Jak mówią mi eksperci od wojskowości, w tej chwili możemy wystawić ok. 90 tys. z istniejących na papierze 115,2 tys. – jeżeli chodzi o resztę, musimy polegać na sojusznikach. Podobnie jest z infrastrukturą i sprzętem. Jakbyśmy się nie starali, kołderka jest po prostu za krótka, żeby pokryć wszystkie potrzeby. Pierwszym, podstawowym krokiem powinno być dla nas zakończenie awantury z Unią Europejską; kolejnym – przemyślenie, w jaki sposób stawić czoła realiom, w których Polska, chcąc nie chcąc, stała się państwem frontowym.
Czas na kompromis, także wewnętrzny
Tymczasem w polskiej polityce trwa wojna postu z karnawałem. Wiadomo, iż dopóki trwa wojna, nie wymienimy opcji rządzącej na inną. Możemy jednak mieć szansę na jakościową zmianę rządu. Autorem najważniejszych konfliktów z Unia Europejską i głównym hamulcowym, jeżeli chodzi o przegrupowanie sił w Polsce, tak by stanąć ramię w ramię z innymi państwami Zachodu, jest Zbigniew Ziobro panoszący się na stanowisku ministra sprawiedliwości i szachujący Zjednoczoną Prawicę utratą większości.
Trzeba jasno powiedzieć: taka postawa to polityczne szkodnictwo i w najbardziej łagodnej interpretacji – bycie pożytecznym idiotą Putina. Każdy dzień blokowania porozumienia z Unią potencjalnie kosztować może życie wielu Polaków. A iż kompromis wymaga dobrej woli dwóch stron, zarówno Bruksela, jak i Warszawa powinny pójść na ustępstwa.
Ale potencjalnie szkodliwe może być również opozycyjne zaparcie na pozycjach antypisu. Ten rząd nic nie zrobi, póki nie dostanie sygnału, iż kiedy podejmie kroki w kierunku ułożenia z Unią i zdecyduje się na otwarty konflikt z Ziobrą, to w zamian dostanie współpracę przynajmniej części opozycji. To niezbędny pierwszy krok do ratowania naszego kraju. Inaczej z dużym prawdopodobieństwem przyjdzie nam za demokrację umierać – jak dziś Ukraińcom.
Potrzebujemy porozumienia z Unią
Beztroska finansowa rządu Zjednoczonej Prawicy; przekonanie, iż choćby bez europejskich funduszy z Krajowego Planu Odbudowy polska gospodarka wyjdzie z kryzysu, nie ma pokrycia w faktach. Może rządzący opierali się na przekonaniu, iż wszystkie nasze potrzeby sfinansują miliardowe pożyczki na infrastrukturę płynące z Chin? W ten sposób Viktor Orbán wyciągnął z zapaści Węgry. Wyciągnął tylko pozornie, bo Madziarzy wciąż są zadłużeni i długi spłacają m.in. polityczną lojalnością wobec illiberalnych potęg – Rosji i Chin.
Sięgając po pożyczki z Kraju Środka, dołączymy też do ekskluzywnego klubu, gdzie już czeka ciepły człowiek – Aleksandr Łukaszenka. Innymi słowy, albo przeprosimy się z Unią, albo pożyczając pieniądze gdzie indziej, doszczętnie pozbędziemy się suwerenności. A bez dodatkowych środków, z gospodarką już dziś na początku zapaści, po prostu sobie nie poradzimy.
Kompromis jest więc dzisiaj niezbędnie potrzebny. Ten kompromis na powrót usytuuje Polskę w klubie, za którym Polki i Polacy nieodmiennie opowiadają się we wszystkich sondażach – europejskim klubie obrońców wolności. Ukraińcy walczą dziś w imię europejskości swojego kraju, warto żebyśmy to uszanowali.
Nasza międzynarodowa wiarygodność będzie śmiechu warta, jeżeli premier Mateusz Morawiecki będzie zapowiadać sponsorowanie przyspieszonej akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej, podczas gdy jego rząd dalej torpeduje wszelkie porozumienia i partnerski kompromis kończący absurdalny spór z Brukselą. Mam nadzieję, iż opozycja, a przynajmniej jej część, stanie na wysokości zadania. Wierzę, iż wciąż da się w Polsce uprawiać politykę bez oszołomstwa i szkodnictwa, jakie na co dzień sączą do spółki Konfederacja i minister Ziobro.
źródło;POLITYKA