Uroda

Ta mini sauna do twarzy oczyści pory lepiej niż kosmetyczka i pomoże na zatoki. Hit tej zimy!
Recepcja kosmetyczna – jak urządzić strefę wejścia i wybrać wygodną sofę do poczekalni?
Ze sklepów zniknęły perfumy warte 2000 złotych. Poznajesz?
Zatrzymać się przy sobie. O holistycznej trosce, która zaczyna się tuż pod powierzchnią
Czas dla siebie: Odkryj swoje wewnętrzne pasje i zrelaksuj się!
W trakcie przeprowadzki dowiadujesz się, jak wiele masz niepotrzebnych rzeczy
Dosyp ten składnik do kawy. Usunie zmarszczki, wzmocni stawy. I włosy rosną jak szalone!
Po tym płynie podłogi aż błyszczą! Polecają go wszystkie gospodynie. Pachnie jak drogie perfumy
W dniu imprezy czy wcześniej? Kiedy najlepiej umyć włosy na wielkie wyjście
Reddit i Google muszą ujawnić dane użytkowników. Polują na źródło wycieku Minionków 3
Ta masująca szczotka ze światłoterapią przyspiesza porost włosów i zmniejsza przetłuszczanie. Hit!
Epilacja laserowa: Na czym polega i dlaczego warto?
Wyrzuciłam szwagra od świątecznego stołu za jego chamskie dowcipy – Piotrek, wyciągnąłeś już elegancką zastawę? Tą z pozłacaną krawędzią, nie tę codzienną. I sprawdź serwetki, krochmaliłam je specjalnie, żeby stały jak w dobrej restauracji – Basia krzątała się po kuchni, poprawiając kosmyk włosów. Piekarnik już pachniał pieczoną kaczką z jabłkami, warzywa na ciepłą przystawkę dochodziły na kuchence, a lodówka była wypchana sałatkami, które kroiła pół nocy. Piotr, mąż Basi, posłusznie wspinał się na taboret. – Basia, naprawdę musi być taki przepych? Przecież swoi wbili. Tadek, mama, ciocia Zosia. Im to wszystko jedno choćby z aluminiowych misek dać, byle tylko w kieliszki lać w porę – mruknął, sięgając po kartonową skrzynkę z porcelaną Lubiana. – Nie marudź. Dziś rocznica, piętnaście lat, kryształowe wesele. Chcę, żeby było idealnie. I wiesz, jaki jest twój brat. Jak postawię zwykły talerz – powie, iż zbiednieliśmy. Jak pęknięty – iż flejtuchy z nas. Dziś nie dam mu żadnego powodu do tych jego prymitywnych żarcików. Piotr westchnął ciężko, schodząc z taboretu. Wiedział, iż żona ma rację. Jego starszy brat Tadeusz był człowiekiem trudnym – delikatnie mówiąc. A wprost… Basia mawiała przyjaciółkom, iż to wzorcowy burak, który uważa swoją niekulturalność za znak „prawdziwego chłopa”. – Tylko proszę cię, nie wdawaj się dzisiaj w spory z nim – poprosił Piotr, wycierając talerze. – Ma ciężki okres. Stracił pracę, żona odeszła. Wściekły jak pies. – Piotrek, on ma „ciężki okres” już czterdzieści lat. A żona uciekła, bo instynkt samozachowawczy jej zaskoczył – ucięła Basia, próbując sos. Dzwonek rozległ się równo o piątej. Jako pierwsza przyszła teściowa, pani Halina – cicha, oddana matka, zwłaszcza „niepokornemu” synowi. Potem ciocia Zosia z mężem. Tadeusz, jak zwykle, spóźnił się czterdzieści minut, kiedy wszyscy już siedzieli i patrzyli żałośnie na stygnące przystawki. Wparował w tumulcie hałasu, zapachu taniego papierosa i mroźnego powietrza. – Jestem! Czekaliście? I dobrze! – ryknął śmiejąc się donośnie. – Co, Piotrek, myślałeś, iż prezentu nie będzie? Trzymaj! Wcisnął bratu zawiniątko w gazetę. – Co to? – wydukał Piotr. – Zestaw śrubokrętów z Pepco. Przyda ci się, bo dwie lewe ręce masz, młotek wiecznie gubisz. Basia, wychodząc na powitanie, wymusiła uśmiech. – Cześć, Tadeusz. Idź, umyj ręce. Czekamy na ciebie. Tadeusz spojrzał na nią takim wzrokiem, iż dostała gęsiej skórki. – O, Basieńka! Coś ty się tak odstawiła? Nowa sukienka? Świecisz jak papierkówka z Wedla! A może to, żeby odwrócić uwagę od zmarszczek? Żartuję, żartuję! Wciąż jesteś apetyczna. W sam raz. Za stołem Tadeusz od razu wziął wszystko w swoje ręce. Zalał sobie kielicha, nie czekając na toast, i zaczynając od śledzika, zaczął przemawiać. – Sto lat, kochani! Piętnaście lat razem… Jak wy jeszcze razem wytrzymaliście? Ja ze swoją Marylą pięć ledwo – i myślałem, iż się powieszę. Kobiety to pijawki, krew tylko z nich sączy. Tobie, Piotrek, się trafiło – Basia dobrze gotuje. Chociaż… – pogryzł śledzia i wykrzywił się. – Sól się sypnęła. Zakochana jeszcze czy już ręce stare? Pani Halina, siedząca obok, pośpieszyła złagodzić atmosferę: – Tadku, co ty pleciesz! Basia świetnie gotuje. Weź sałatkę z ozorem – delikatna! – Z ozorem? – ryknął Tadeusz. – Słusznie! Bo język Basia ma długi, trzeba wykorzystać. A serio, mamo, nie broń jej. Krytyka zawsze zdrowa. Ja zawsze prawdę wyłożę – dlatego ludzie mnie cenią. Basia miała już dość. Spojrzała na Piotra. Siedział z nosem w talerzu, udając, iż go fascynuje wzór na obrusie. Bał się brata. Bał się awantury. Bał się zepsuć święto. „Wytrzymaj. Jeden wieczór. Dla Piotra. Dla mamy” – postanowiła. – Tadeusz, jak tam praca? Było przecież ostatnio rozmowa o etat? Tadeusz machnął ręką, lejąc drugiego kielicha. – E, wszędzie idioci. Przychodzę, a tam jakiś młokos od pytań, czy znam komputer. Mówię mu: Synku, pracowałem, jak ty jeszcze w pieluchy sikałeś. A on: To pan nie dla nas. I co z tego! Swój biznes zakręcę. Tylko forsy brakuje. Piotrek, pożyczbyś piąteczkę do końca miesiąca? Rury mi się palą w domu – dosłownie, hydraulika muszę wymienić. Basia zamarła z salaterką. – Tadek, tych dziesięciu tysięcy na samochód z pół roku temu też nie oddałeś – spokojnie przypomniała. Tadeusz poczerwieniał, ale przeszedł do ataku. – O, księgowa się znalazła! Piotrek, patrz, jak ona cię pilnuje. Kroku nie zrobisz bez nadzoru! Ja brata proszę, nie ciebie. Faceci mają swoje sprawy. Chyba iż pantofel aż tak ściska, iż bratu już nie pomożesz? Piotr zerknął bezradnie na żonę, potem na brata. – Tadek… serio, krucho z pieniędzmi. Spłacamy kredyt, gości podjęliśmy… – No jasne, widzę jak impreza! – przerwał Tadeusz, dźgając kaczkę widelcem. – Szampan, kawior… Banany i ryba! Same burżuje. A bratu sknerstwo. Basia, oszczędna kurka domowa, a rodziny jej nie żal. – Tadeuszku, nie gorączkuj się – wkroczyła teściowa, podsuwając mu pasztecik. – Lepsze ciasto spróbuj. Basia godzinami piekła. – Jasne… Pewnie szefowi też tak się stara? – Tadeusz puścił Piotrowi oczko – aż Basi odebrało oddech. – Awansowałaś, co? Wiceszefowa została? Ciekawe, za jakie… zasługi? Może za „długie zmiany” wieczorami? Nastała grobowa cisza. choćby ciocia Zosia przestała przeżuwać. – Tadek, co ty opowiadasz? – szepnął Piotr. – Mówię tylko prawdę, co każdy myśli! Ty, Piotrek, frajer. Tyry na budowie, grosze, a Basia robi karierę. Myślisz, iż kocha? Litość! Jesteś dla niej wygodny – podaj, wynieś i jazda precz. Zobacz na siebie, szmaciarz! – Dość – głos Basi zabrzmiał twardo, choć drżały jej ręce. Delikatnie odstawiła salaterkę. – Ooo, pani kapitan zabiera głos! – prychnął szwagier. – Prawda w oczy kole, co? Zawsze się zastanawiałem, co Piotrek w tobie widzi. I urody brak, i charakter – piła. Moja Maryla, co z nią nie szło wytrzymać, przynajmniej była piękna! Ty – szara myszka, która myśli, iż rządzi światem. Basia spojrzała na męża. Czekała. Że stanie, trzaśnie pięścią, wyrzuci chama. Ale Piotr skulił ramiona, ściskając widelec. „Jeśli nie ty – to ja” – pomyślała. Wstała powoli. Poprawiła sukienkę. I zimnym, spokojnym tonem, aż ciocia Zosia się skuliła, powiedziała: – Wstań i wyjdź. Tadeusz parsknął śmiechem. – Słucham? Co, gorąca w kuchni? – Powiedziałam: wyjdź z mojego mieszkania. Natychmiast. – To i mieszkanie mojego brata! – zaskomlił Tadeusz. – Piotrek, słyszysz? Wyrzuca mnie! Rodzonego brata! Powiedz jej coś! Piotr spojrzał na żonę – miała twarz bladą, ale stanowczą. I zrozumiał: jeżeli się nie odezwie, jeżeli nie stanie po jej stronie, ten związek zaraz się rozsypie. – Tadek… wyjdź – wyszeptał Piotr. Tadeusz oniemiał. Tego się nie spodziewał. – Oszaleliście? Mamo, patrz! Krew rodzoną wyganiają przez jakąś „żartobliwą uwagą”! – To nie była żadna żartobliwa uwaga – Basia obeszła stół, wskazując ręką drzwi. – Obraziłeś mnie, upokorzyłeś brata w jego domu, przy jego stole. Jesz moje jedzenie, pijesz nasze wino, a plujesz na nas jadem. Dość. Przez piętnaście lat znosiłam twój język dla świętego spokoju. Ale spokoju nie ma – jest tylko twoje chamstwo i nasze cierpienie. Koniec. Wynocha. – Niech was szlag! – wyrwał się Tadeusz, wywracając kieliszek. Czerwone wino zalało śnieżnobiały obrus jak rana. – Siedźcie tu, zadławcie się swoim salcesonem! Inteligenci za dychę! Mojej nogi tu więcej nie będzie! – I bardzo dobrze – rzuciła Basia. – I pieniędzy też nie będzie – nigdy. Praca czeka, biznesmenie. Tadeusz zsiniał. Złapał butelkę wódki („Niech się nie zmarnuje!” – przebłysło w jego oczach), schował pod pachę i wypadł do przedpokoju. – Pożałujesz, Piotrek! Zamieniłeś brata na babę! Pantoflarz! Psiakrew! Drzwi trzasnęły, aż kieliszki zadźwięczały. Zaległa cisza. Słychać było tylko zegar i ciężki oddech pani Haliny, która przyciskając chusteczkę do ust, płakała. – Basiu… – szepnęła drżącym głosem. – Po co tak ostro? Przecież on niechcący… On taki… impulsywny. Trochę wypił. Basia odwróciła się do teściowej. Ręce jeszcze jej dygotały, ale wyprostowała się i powiedziała stanowczo: – Pani Halino… „nieopanowany” to ten, co głośno się śmieje. A ten, który publicznie upokarza kobietę i brata, to po prostu drań. I nie pozwolę już więcej robić z mojego domu szamba na jego słowne śmieci. jeżeli chce go pani żałować – proszę bardzo, ale nie tu. Teściowa cichutko zapłakała, jednak nie odezwała się słowem. Ciocia Zosia, kobieta praktyczna, nagle stuknęła widelcem w talerz. – Kaczka wyśmienita, Basiu! Rozpływa się w ustach. I dobrze zrobiłaś – już na waszym weselu wszystkie buty mi zdeptał i się nie przeprosił. Piotrek, nalej mi koniaku, bo się zestresowałam. Napięcie prysło. Piotr wstał, podziękował żonie spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku, jakiego Basia u niego nie widziała od dawna. – Przepraszam cię – szepnął, nalewając jej kompotu. – Powinienem był sam. – Najważniejsze, iż jesteśmy razem. I jego już tu nie ma – odpowiedziała, kładąc mu dłoń na ręce. Dalszy wieczór okazał się wyjątkowo udany. Gdy Tadeusz zniknął, powietrze stało się lżejsze. Wszyscy się rozluźnili, opowiadając śmieszne historie z życia. Pani Halina już po kilku kieliszkach nalewki i kawałku tortu odtajała i choćby zaczęła podśpiewywać z ciocią Zosią. Kiedy goście wyszli, Basia i Piotr zostali sami wśród góry naczyń. Basia przysiadła zmęczona, patrząc na plamę wina na obrusie. – Pewnie nie spierze się. Szkoda, prezent od mamy. Piotr podszedł i objął ją. – Na szczęście! Kupimy nowy, albo dziesięć nowych. Dziś byłaś… nie wiem jak powiedzieć… fantastyczna. Siedziałem i myślałem: co za dureń ze mnie, iż pozwalałem mu lata zatruwać ci życie. Tak się przyzwyczaiłem: starszy brat, głośny, wszystko mu wolno. Mama zawsze mówiła: „ustąp, Tadek jest trudny”. I ustępowałem. – Wiem, Piotr. To trudne – zmieniać przyzwyczajenia. Ale jesteśmy rodziną. Kryształową – delikatną, ale piękną. I nie dam jej rozbić żadnemu chamowi z zestawem śrubokrętów z Pepco. Roześmiali się. Całe napięcie zeszło. – A śrubokręty, wiesz co najzabawniejsze? Mam identyczny zestaw – dał mi go trzy lata temu na święta. Musiał zabrać ze sobą i teraz „przedarował”. – Widzisz, Tadek trzyma poziom – Basia uśmiechnęła się. – Stabilność to podstawa. Na drugi dzień telefon Piotra rozdzwaniał się – dzwonił Tadeusz. Piotr spojrzał na ekran, potem na Basię, która spokojnie piła kawę. – Nie odbierzesz? – spytała. – Nie. Niech wytrzeźwieje. Albo w ogóle nie odbiorę. Spokój w domu jest bezcenny. – Mama będzie się martwiła – zauważyła Basia. – Poradzi sobie. Może zrozumie, iż ja też mam charakter. A raczej – my, razem. Od dziś jesteśmy drużyną? – Drużyna miłośników ciszy i kaczki z jabłkami – odparła Basia. Po tygodniu Basia dowiedziała się od teściowej, iż Tadeusz snuje rodzinie opowieści, jak „wredna synowa wyrzuciła go za nic”, a „biedny brat siedział cicho”. Krewni kiwali z politowaniem, ale wszystko wskazywało, iż bardziej lubili teraz wpadać do Basi i Piotra, a i byli wyraźnie uprzejmi. Okazało się, iż dom, gdzie chamstwa się nie toleruje, ma lepszą reputację niż najlepszy alarm. A obrus, swoją drogą, odprała starym babcinym sposobem – solą i wrzątkiem. Jak i Tadeusza z ich życia. Trochę wysiłku, trochę pieczenia, za to czysto – i przyjemnie.
Zakupy kosmetyczne? Jak wybrać najlepsze lakiery hybrydowe?
Zimowe obowiązki właścicieli budynków. Co musisz wiedzieć?
Chciała wrzucić w koszty makijaż i paznokcie. Skarbówka gwałtownie sprowadziła ją na ziemię
Najlepszy kolagen w 2025 roku - przewodnik po suplementach
Te makijaże i fryzury gwiazd zostaną w pamięci na długo. 10 najlepszych looków 2025 r.
Czego naprawdę brakuje skórze, kiedy brakuje słońca
Zrobiłam mamie makijaż "candle light" na sylwestra. "Wyprasował" zmarszczki i dodał blasku
Nikt Nie Wierzył, Dlaczego Bezdomny Mężczyzna Uderzył Mamę Milionerkę, Dopóki Prawda Nie Wyszła Na Jaw
Odbudowa Zaufania: Nowe Możliwości i Wyzwania
Spotkałem się z byłą żoną dwa lata po rozwodzie. Wtedy wszystko zrozumiałem, ale ona tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową, gdy zaproponowałem nowy początek…
Ten kolor cieni do powiek działa jak lifting. Odmładza o 10 lat i maskuje zmarszczki
Uparta sąsiadka – Nie ruszaj moich szkieł kontaktowych! – wrzasnęła była przyjaciółka. – Pilnuj własnych oczu! Myślisz, iż nie widzę, na kogo się gapisz? – To Ty zazdrosna jesteś? – zdziwiła się Tamara Borowska. – Oj, na kogoś tu masz chrapkę! Już wiem, co ci dam na Gwiazdkę: zwijarkę do warg! – Zostaw ją lepiej dla siebie! – nie dłużna była Luda. – Albo na twoje usta już żadna maszyna nie pomoże? Myślisz, iż nie widzę? Pani Tamara zsunęła nogi ze starego łóżka i podreptała do swojego domowego ołtarzyka, żeby zmówić poranną modlitwę. Nie, żeby była bardzo wierząca: coś tam jednak istnieje w tej wysokiej dali – ktoś tym wszystkim kieruje! Ale kto to taki – to już pozostaje bez odpowiedzi. Tej siły nad nami różnie nazywano: kosmos, prapoczątek, albo po prostu Bozia! Tak, dobrotliwy dziadek z białą brodą i aureolą, siedzący na chmurze, myślący o wszystkich ludziach na świecie. Poza tym pani Toma już dawno przekroczyła półmetek i zbliżała się do siedemdziesiątki. A w tym wieku lepiej z Panem Bogiem nie zadzierać: bo jeżeli Go nie ma, to wierzący i tak nic nie stracą. A jeżeli jest, niewierzący stracą wszystko. Na koniec porannych modlitw pani Toma dorzuciła jeszcze kilka słów od siebie: a jakże! Rytuał zaliczony, dusza lekka – można zaczynać nowy dzień. W życiu Tamary Borowskiej były dwie zmory. I wcale nie były to d…i i drogi: to oklepane! To była sąsiadka Ludka oraz wnuki Tamary. Z wnukami wszystko jasne: to dzisiejsze pokolenie, nic im się nie chce. Ale od tego są rodzice – niech się z nimi użerają! Ale z Ludką – nie wiadomo co robić: potrafiła sąsiadce skutecznie szargać nerwy! To tylko w kinie utarczki między wielkimi gwiazdami – jak u naszej Jandy i Dymnej – wzruszają i śmieszą! W rzeczywistości wygląda to dużo mniej uroczo. Zwłaszcza gdy ktoś czepia się o byle co. Tamara miała też przyjaciela z pseudonimem Pelek-Mopędzik. W pełnej wersji: Piotr Józefowicz Koźmiński – takie nazwisko! Skąd przezwisko – łatwo się domyślić: młody Koźmiński, jak miał imieniny serca, szalał kiedyś po okolicy na mopędzie. Dokładniej – na mopędziku, jak to młodość lubi śmieszkować. Tak więc wszystko było logiczne. Potem zostało już tylko „Mopędzik”. Stary mopęd dawno rdzewiał w szopie, a przezwisko przylgnęło na dobre – ot, polska wieś! Dawniej trzymali się razem rodzinami: Mopędzik i żona Nina z Tomą i jej mężem. Oboje małżonkowie spoczywają już na cmentarzu parafialnym. Toma z przyzwyczajenia przyjaźniła się z Mopędzikiem: znała go od podstawówki i cały czas był porządnym człowiekiem. W szkole trzymali się we trójkę: ona, Pelek i Ludka – wtedy przyjaźnili się zupełnie normalnie. Nie było żadnych podtekstów z jego strony. Wszędzie chodzili razem: kawaler środkiem, panie symetrycznie po bokach, pod rękę. Ot takie „uszatki” – jak specjalne kubeczki, żeby na pewno nie wypadły z rąk! Z czasem przyjaźń się zmieniła. Przerodziła się w zawiść Ludmiły Władysławowej, a potem w jawną nienawiść. Jak w bajce: coraz częściej zauważam, jakbym była kimś podmieniona… Ludkę jakby zamieniło! Stało się to po śmierci jej męża – wcześniej było znośnie. Człowiek się zmienia: skąpiec staje się dusigroszem. Gadacz – plotkarzem. A zazdrośnikowi zżera wnętrzności. Może coś podobnego działo się i z Ludką: baby już takie są. Chłopy – nie lepsi. A było czego zazdrościć. Po pierwsze Tomka, mimo lat, pozostała szczupła. Ludka natomiast zamieniła się w „pieńka”: madame, gdzie robimy talię? Na tle sąsiadki wypadała blado. Po drugie, ich wspólny szkolny kolega ostatnio bardziej interesował się żywą Tamarką niż Ludką: często coś między sobą szeptali i uśmiechali się do siebie, głowami niemal się trącając. A do niej – tylko suche i krótkie uwagi. No i do Tomki Piotr wpadał częściej niż do Ludmiły – tę trzeba było specjalnie zapraszać… Może i nie była taka sprytna jak tamta Tomka. I czasem choćby brakowało jej humoru! A Pelek zawsze miał ochotę się pośmiać. Jest w polskim języku piękne słowo – „ględzić”: właśnie tym ostatnio zajmowała się Ludka, czepiając się o każdą pierdołę. Najpierw okazało się, iż ustęp Tomki stoi nie tam, gdzie trzeba i od niego śmierdzi! – Od twojego kibla jedzie! – wykrzyknęła Ludka. – E, bez przesady! On tam stoi od lat, dopiero teraz ci przeszkadza? – zdziwiła się sąsiadka i „odbiła piłeczkę”: – A, fakt! Soczewki miałaś refundowane – za darmo! Dobre rzeczy za darmo nie dają! – Nie ruszaj moich soczewek! – wydarła się dawna przyjaciółka. – Patrz lepiej na własne oczy! Myślisz, iż nie widzę, na kogo się gapisz? – Zazdrościsz czy co? – zdziwiła się Tamara. – Na kogo te usta rozkładasz! Wiem, co ci dam pod choinkę – zwijarkę warg! – A sobie zostaw! – odpysknęła Ludka. – Czy twoich warg już nic nie zwija? Myślisz, iż nie widzę? Tak bywało raz po raz. Pełno tego było! Pelek, któremu się żaliła przyjaciółka, doradził: „Zasyp kibel!” i zbuduj go w domu. Syn i córka Tamary złożyli się i zrobili mamie łazienkę w domu. Starą szambo solidnie zasypał przyjaciel Piotr. Odpoczywaj, Ludka! Czas na zmianę tematu! E tam! Zaraz wyszło, iż wnuki sąsiadki oberwały gruszę Ludki – gałęzie przechodziły na działkę Tamary. – Myśleli, iż to nasza grusza! – tłumaczyła się Toma, chociaż jej zdaniem owoców nikt nie ruszał – jak wisiały, tak wiszą! – Patrz, twoje kury łażą po mojej grządce. – Kura – stworzenie głupie! Brojler czy nioska, wszystko jedno! – odburknęła Ludka. – Wnuki trzeba wychowywać, babciu, a nie chichrać z kawalerami! Słowem: i tak wszystko wracało do Piotra… Wnuki dostały burę. Gruszki się skończyły: odpocznij Ludko! A tu masz. Ktoś uszkodził wystające gałęzie! – Gdzie? Pokaż! – prosiła Tamara – żadnych uszkodzeń nie było. – Tu i tu! – Ludka pokazywała gdzieś obok – a i ręce Tamary były ładniejsze – długie, smukłe palce. A przecież ręce kobiety to także sprawa stylu! Co z tego, iż wieś? Stylu nikt nie zabranił! Wtedy Mopędzik zaproponował: „Piłuj gałęzie! Są na twojej działce? Są! Możesz robić, co chcesz.” – Będzie krzyczeć! – zawahała się babcia. – Założymy się, iż nie będzie? I nie odważy się, bo cię obstawię! – zapewnił Piotr. I rzeczywiście: Ludka zobaczyła Piotra i jak piłował, ale milczała! Grusza załatwiona. Teraz jednak Toma miała pretensje do sąsiadki o jej kury – w tym roku faktycznie szczególnie polubiły cudze grządki. Ludka sprowadziła nową rasę: w zeszłym chyba nie było tak źle. A kura co? Myśli? Grzebie, dokąd się nada! I cały zasiew potem wygrzebany. Prośby o trzymanie kur zamykała Ludka wymownym chichotem: „Mów, mów – i co mi zrobisz?” Można było jedną złapać i demonstracyjnie upiec! Ale dobra dusza Tamara na takie eksperymenty się nie pisała. Wtedy dowcipny przyjaciel znalazł patent z internetu – nocą rozłożyć na grządce jajka, a rano demonstracyjnie zebrać – niby kury zniosły. On z informatyką był za pan brat – i w ich wioseczce był już od dawna internet. I wiecie co? Zadziałało! Dzięki ci, światowa sieci, przynajmniej raz się przydałaś! Zszokowana Ludka, patrząc jak Toma zbiera jajka z własnej grządki, zaniemówiła. I tak stała, gdy sąsiadka wracała do domu z miską pełną jaj. Wiadomo – od tej pory kury Ludki już na cudze grządki się nie zapuszczały. No to co, może się pogodzimy? Ludka, hej! Chyba nie ma o co się kłócić? E tam! Teraz zaczął przeszkadzać dym i zapach z letniej kuchni Tamary, w której gotowała do późnej jesieni. Jasne! Wczoraj nie przeszkadzało, dzisiaj już tak! A może mnie drażni zapach mięsa! Może jestem wegetarianką! A w ogóle to Sejm wprowadził ustawę o grillach! – A gdzie tu grill? – Tamara próbowała przemówić do rozsądku sąsiadki. – Przetrzyj okulary czasem, dokładna jesteś! Tamara była na ogół uprzejma, ale i jej w końcu nerwy puściły. Bo Ludka „zalazła jej za skórę” – jak to się mówi. Słowem, z Ludką nie było życia… – Może ją na badania oddać? – zażartowała Tamara przy herbacie z Piotrem. – Ona mnie kiedyś pożre! Babcia Toma rzeczywiście schudła i posmutniała: codzienne kłótnie dawały się we znaki. – Udławi się tobą! I nie pozwolę na to! – zapewnił przyjaciel. – Wpadłem na lepszy pomysł! Kilka dni później, pewnego pięknego poranka, Tamara usłyszała śpiew: – Toma, Toma, wyjdź z domu! Przed drzwiami stał rozpromieniony Pelek: przyjechał własnoręcznie naprawionym starym mopederem – Pelek na mopędziku! – Wiesz, czemu dawniej byłem taki ponury? – zagadnął Piotr Józefowicz. – Bo mopęd był popsuty! No to – jedziemy, piękna, na wycieczkę? Wskakuj! Powspominamy młodość! Pani Toma skorzystała. W końcu starość ostatnio oficjalnie w Sejmie odwołali: teraz każdy to aktywny emeryt 65+! I tak ruszyła – i dosłownie, i w przenośni – w nowe życie. niedługo została zresztą Panią Koźmińską: Piotr Józefowicz oświadczył się swojej przyjaciółce! Puzel się ułożył, a Toma przeprowadziła się do męża. A Ludka została sama – gruba i złośliwa, jak była. No powiedzcie – czy to nie powód do nowej zawiści? Zresztą skłócić się już nie miał z kim – cały jad zostawał w środku. A trzeba go przecież gdzieś wylać… Trzymaj się, Tomo, i nie wychodź z domu! Bo to jeszcze nie koniec, oj-ho-ho! Po prostu – życie na polskiej wsi. Czego się spodziewaliście? Niepotrzebnie tylko tyle zachodu z tym wychodkiem…
Paleta cieni do powiek - 16 SHADES OF BURGUNDY od LAMEL COSMETICS
To najlepszy sposób na utrwalenie makijażu. Przetrwa noc, tańce i pot. Wystarczy spryskać
Nie tylko twarz zasługuje na krem. To miejsce zdradza twój wiek jako pierwsze
Nowy hit dla podróżnych. Polskie lotnisko wprowadziło usługę "wróć do mnie"
Julia Walczak przeszła metamorfozę. Fani są zachwyceni
Julia Walczak prezentuje odświeżoną fryzurę: "Nowe włosy, nowa ja? Być może". Katarzyna Zillmann LUBI TO (FOTO)
7 nietypowych zastosowań oleju kokosowego w urodzie
Kiedy myć włosy - rano czy wieczorem? Pora ma znaczenie. Możesz im zaszkodzić
Ach, drodzy moi, co to był za dzień… Szary, płaczliwy, jakby samo niebo wiedziało, iż w Zarzeczu rozgrywa się gorzkie nieszczęście. Patrzę przez okno mojego punktu lekarskiego, a serce nie na swoim miejscu, jakby w imadło je ściśnięto i powoli skręcano.
Zapomnij o suchej i szorstkiej skórze zimą. Tak przywrócisz jej gładkość
Francuzki robią to inaczej. Ten trend fryzjerski podbija internet
Sztuczki wielkich wizażystów. Tego wcześniej nikt Ci nie powiedział!
Makijażowy trik Francuzek po 50. "Sad blush" wygładza rysy i odmładza
Wygoniłam szwagra od świątecznego stołu za jego chamskie żarty
Ta niedroga wcierka działa jak paliwo na włosy. Rosną błyskawicznie. "Pytają, czego używam!"
Właściwe Rozwiązanie
Pielęgniarka w tajemnicy pocałowała przystojnego CEO, który przez trzy lata był w śpiączce, myśląc, iż nigdy się nie obudzi — ale ku jej zdziwieniu, nagle przytulił ją po tym pocałunku…
Po powrocie z delegacji mąż wydał się zamyślony i zdystansowany
Dlaczego depczesz moją miłość?
Już nie czerwone paznokcie. "Rosehip oil nails" aż krzyczą "luksus!"
Zimowa pielęgnacja, która daje ulgę w 30 sekund. Przepis, który warto znać
Wskazany dla kobiet po czterdziestce. Wspiera kolagen, koi i rozświetla
Świat • dimmi che sarà per sempre. si, te lo prometto ♥
Pure Beauty Sleeping Beauty Box – wieczorna pielęgnacja, która naprawdę działa