Bożena Ratter: Zapoczątkowała akcję "Burza" i najdłużej realizowała jej założenia

solidarni2010.pl 7 месяцы назад
Historia
Bożena Ratter: Zapoczątkowała akcję „Burza” i najdłużej realizowała jej założenia
data:25 stycznia 2024 Redaktor: Redakcja

W 80. rocznicę powstania 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej zostanie odprawiona Msza św. w dniu 28 stycznia 2024 roku o godzinie 13.00 w Katedrze Polowej w Warszawie.

Żołnierze 27 WDPAK - 2014 r.

„Zaczęli napływać do naszej wsi uciekinierzy, którzy wręcz cudem wydostali się spod ciosów bandytów. Widok był straszny. Ranni, okaleczeni, kobiety i dzieci, uderzeni różnymi tępymi narzędziami, a także widłami i siekierami. Bandyci byli uzbrojeni w siekiery, kołki, noże. W dodatku towarzyszyły im kobiety, wyrostki, a choćby dzieci zajmujące się rabunkiem i podpalaniem”.

To nie jest opis polowania Hutu na Tutsi, to wspomnienie Władysława Gadzała ps. „Skowronek”, urodzonego na Wołyniu, który, jako 16-letni chłopiec złożył przysięgę wojskową stając się żołnierzem Obwodu Kowelskiego Armii Krajowej, a następnie 27 Wołyńskiej Dywizji AK.

Od marca 1943 r. OUN-UPA nasila eksterminację ludności polskiej, której grozi całkowita zagłada. Słabe samoobrony padają pod ciosami UPA. By ratować ludność przed zagładą, Komenda Główna AK zleca przygotowanie samoobrony w Zasmykach, tworzą ze zbiegłych rozbitków zdyscyplinowany oddział samoobrony. Oddział jest zdeterminowany, by walczyć na śmierć i życie, by ocalić przed zagładą rodziny, sąsiadów, rodaków. W oddziale są ci, którzy byli świadkami „piekła”, rzezi dokonywanych na ich najbliższych, to często młodzi chłopcy i dziewczyny, których domy zostały spalone, wsie zrównane z ziemią. Wyruszają z Zasmyków po ludność polską do wsi jeszcze niezdobytych przez bandytów UPA, po ludność ukrywającą się po bagnach, lasach, schowkach. Nie zawsze udaje im się zdążyć, często atakowani są w trakcie ewakuacji Polaków do Zasmyka. W lutym 1944 roku baony „Jastrząb” i „Sokół” tworzą trzon kowelskiego zgrupowania „Gromada”, które ze zgrupowaniem włodzimierskim „Osnowa” utworzyły legendarną 27 Wołyńską Dywizję Piechoty Armii Krajowej. (Feliks Budzisz)

Fragment wspomnień Jana Wiernika:

„We wrześniu 1943 roku miałem 3 lata, z naszej posiadłości zabrali nas partyzanci 27 Dywizji Wołyńskiej AK już pod ostrzałem bulbowców. Z płaczem i strachem kolumna 40 furmanek ruszyła w stronę Zasmyka - skazana na śmierć lub przeżycie. W lesie bulbowcy wzięli nas w ostrzał z trzech stron, kto jechał prosto, ten przeżył, kto skręcił, był zamordowany. Tak szczęśliwie dojechaliśmy do Groszówki, gdzie zgromadziło się dużo ludzi z okolicznych wsi, które zostały spalone, a mieszkańcy wymordowani. Wszyscy byli poranieni, pokrwawieni, dzieci bez rodziców płakały – jednym słowem gehenna. Widzieliśmy w nocy tylko łuny palących się wiosek. Często w dzień lub w nocy przychodzili do nas boso w koszulach, poranieni starsi i dzieci opowiadając, jak zmasakrowano ludzi, a jak im się udało uratować. Kto przeżył, do dziś ma w sobie lęk, a koszmarne sny po nocach targają ciałem.”

Jan Wiernik chory na dyzenterię, w bydlęcym wagonie, przy 30 stopniowym mrozie dotarł z mamą i 4-ma siostrami z Kowla do Włodawy. Bez jedzenia „a do picia był tylko śnieg, który mama rozpuszczała w dłoniach i kropelkami dawała do ust”. We Włodawie uchodźcy spędzili 5 dni w szkole na kawałku podłogi 2x2m, a potem zawieziono ich do „pustostanu” we wsi Korolówka. Dom pusty, na środku kupka śniegu. Obok sąsiad, dał trochę drewna, ziemniaków kilka. „Pomału dochodziliśmy do siebie, chodząc po prośbie lub pracując u bogatych gospodarzy. Najstarsza siostra Walercia orała, siała, jeździła na zarobki końmi. To ona pomagała Mamie nas wychowywać, mamie, która przed wojną była gospodynią na 23 ha urodzajnej ziemi wołyńskiej.” W 1947 roku wieś Korolówka została spalona w 70% przez bandy UPA, dom Wierników ocalał, nikt nie został zamordowany.

27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej liczyła 6,5 tyś żołnierzy. W jej ramach utworzono dwa ugrupowania „Kowelskie” i „Włodzimierskie” liczące w sumie 9 batalionów piechoty, 2 szwadrony kawalerii, pododdziały łączności, saperów, rozpoznania, kwatermistrzostwa, służby zdrowia, żandarmerii oraz duszpasterstwa. 27 WDP AK była największą jednostką partyzancką, nieprzerwanie działającą przez 7 miesięcy jako zwarty związek taktyczny. Zapoczątkowała akcję „Burza” i najdłużej realizowała jej założenia. Poniosła straty wynoszące 626 zabitych, około 400 rannych, 195 wziętych do niewoli i 1300 zaginionych. Po II wojnie światowej wielu żołnierzy aresztowano, „osądzono” i zesłano w głąb Związku Sowieckiego. Miejscem pamięci o wszystkich Polakach, którzy ponieśli ogrom ofiar w obronie swoich stron ojczystych, również represjonowanych po lipcu 1944 r., stał się pomnik 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej w Warszawie, przy Skwerze Wołyńskim.

18 stycznia 2024 roku zmarł Ppłk. pil. Stanisław Jastrzębski, wieloletni członek Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa, autor wielu książek opracowanych na podstawie dokumentów o ukraińskim ludobójstwie ludności polskiej dokonanym przez bandytów z OUN UPA. Sam przeżył mord ludności polskiej w jego rodzinnej wsi Bybło w 1944 roku.

„Cała ludność polskich Kresów miała być wycięta w pień, zgodnie z założeniami uchwały centralnej zarządu OUN z grudnia 1942 roku. Od połowy 1943 roku pustoszała większość polskich wsi i kolonii. Po opuszczeniu swych domostw uchodźcy tracili cały swój dobytek, najczęściej dorobek wielu pokoleń, który był rabowany przez miejscowych sąsiadów. Apogeum ludobójstwa nastąpiło 11 lipca 1943 roku, w około 170 polskich wsiach ukraińscy nacjonaliści w sposób sadystyczny zamordowali około 11 tysięcy osób narodowości polskiej. Często ludzie ginęli w ogniu palących się domów. Ocalały jedynie te osoby, które zdołały uciec lub ukryć się np. pod stosem trupów członków rodziny, często okaleczone fizycznie i psychicznie. Zwykle przed zamordowaniem ludobójcy ukraińscy dokonywali brutalnych gwałtów na dziewczętach i kobietach (siostrach, matkach, narzeczonych), obcinali nosy, uszy, chłopców (braci, synów) wieszano za genitalia, niemowlętom (rodzeństwu) rozbijano główki na oczach matek, studnie klasztorne wypełnione były ciałami dzieci, które wrzucano tam żywcem. Wedle zgodnej opinii ocalałych świadków mordu, ludobójcy mordowali sposobami, o jakich się czyta w opisach praktyk dzikich plemion. Ocaleli z pożogi uchodźcy polscy szukali schronienia w bezpieczniejszych miasteczkach i wsiach, gdzie naprędce zaczęto organizować samoobronę„ (Stanisław Jastrzębski - Dzieje ludności polskiej na Kresach Południowo-Wschodnich i Ziemi Wołyńskiej w latach 1939-1946).

Bożena Ratter
Читать всю статью