Opublikowanie 28 punktowego „amerykańskiego planu pokojowego dla Ukrainy”, zadziałało wśród komentujących i obserwujących bieżące wydarzenia polityczne na świecie, niczym włożenie kija w mrowisko.
Interpretacje i komentarze dotyczące owego planu, rozstrzeliły się od prawa do lewa, nie zgodnie z chłodna analizą, ale w zależności od poglądów, sympatii i fobii komentujących. Próbując interpretować i oceniać ewentualne skutki podpisania takiego projektu, na wstępie należy podkreślić, iż nie istnieje on ani jako ostateczny dokument gotowy do podpisania albo odrzucenia ani choćby jako oficjalne stanowisko strony amerykańskiej przedstawione do dyskusji stronom konfliktu i zainteresowanym lub zaangażowanym w ów konflikt.
To oczywiście nie znaczy, iż taka propozycja nie istnieje i nie żyje własnym, nie tylko medialnym życiem, będąc podstawą do analiz i kontrpropozycji. Pomijając różnorodne histeryczne reakcje na Zachodzie, nie tylko dziennikarzy, ale również najważniejszych europejskich polityków, od istnienia takiej propozycji nie tylko w dziennikarskiej wersji, nie odcina się również strona rosyjska z Prezydentem Rosji na czele. W swoim komentarzu wyraził się on, iż owe 28 punktów planu może stanowić podstawę do opracowania przyszłego traktatu pokojowego, który rozwiązywałby podstawowe przyczyny konfliktu na Ukrainie. To zastanawiające stwierdzenie, zwłaszcza iż od udziału w dyskusji nad taką wersją dokumentu nie odcina się Kirył Dmitrijew, specjalny wysłannik Władymira Putina na rozmowy ze stroną amerykańską.
Jest raczej oczywiste, iż owe 28 punktów nie może zostać podpisane przez Rosję w treści jaka została zaprezentowana. Taki kształt propozycji tak naprawdę oznacza przegraną Rosji w zakresie realizacji najważniejszych podstawowych celów, jakie ta postawiła przed sobą rozpoczynając specjalną operację wojskową na Ukrainie w lutym 2022 roku. Ta potencjalna porażka, okupiona wielkimi ofiarami, w planie Trumpa jest maskowana rzekomymi ustępstwami terytorialnymi, które tak naprawdę nigdy, poza Krymem, nie były podstawowym celem Rosji i które to ustępstwa nie mają być usankcjonowane prawnie, traktatem granicznym.
Omawiany plan, pojawia się w momencie, kiedy na froncie, właśnie dokonuje się przełom mogący w stosunkowo krótkim czasie skutkować strategiczną klęską sił ukraińskich, trochę na wzór upadku Niemiec 1918 roku w pierwszej wojnie światowej. Tymczasem wdrożenie planu Trumpa, może uratować Kijów i siły zachodnie przed klęską i odwróceniem skutków operacji przejęcia Ukrainy, zapoczątkowanej zamachem stanu w 2014 roku.
Tak naprawdę 28 tez amerykańskich nie można rozpatrywać jako podstawy trwałego pokoju w Europie, ale jako kolejną wersję strategicznego zawieszenia broni w celu zapobieżenia klęsce i przygotowaniu kolejnego etapu zbrojnej eskalacji. Zbyt wiele łatwych do zdalnego odpalenia ładunków wybuchowych jest ukrytych w tym planie aby można bo było traktować go jako podstawę trwałego pokoju a nie etap przegrupowania sił przed kolejną fazą wojny w której tym razem poza Ukrainą wystąpią przeciwko Rosji również inni, wśród których oczywiście nie zabraknie naiwnych jak zwykle Polaków.
Na co tak naprawdę musiałaby zgodzić się Moskwa gdyby zaakceptowała owo zawieszenie broni zwane planem pokojowym? Wymieniając tylko najważniejsze.
Po pierwsze, na pozostawienie Ukrainy w orbicie wyłącznych wpływów, nacisków i szantażu zachodu, zwane dla niepoznaki suwerennością.
Po drugie, na istnienie na południowo-wschodnim, nieodległym od Moskwy pograniczu, zmilitaryzowanego, wrogiego sobie i podatnego na prowokacje sił zachodnich państwa z którym łączą Rosję nieuregulowane prawnie i sporne granice. Istnienie państwa a tak naprawdę protektoratu USA i UE, dysponującego olbrzymią 600 –tysięczną armią z doświadczeniem bojowym i uzbrajaną oraz szkoloną w sposób nieograniczony przez Zachód i na jego koszt. Dla przypomnienia. Ukraina w 2013 roku dysponowała 130 tys. żołnierzy a w 2022 230 tys. Czyli zezwolenie nie tylko na rezygnację z demilitaryzacji Ukrainy, ale wręcz zgodę na dalszą, skrajnie niebezpieczną militaryzację tego państwa.
Po trzecie, akceptację zagrabienia paruset miliardów rosyjskich rezerw walutowych zablokowanych wbrew prawu na Zachodzie oraz zgodę na wykorzystanie znacznej części z nich na robienie interesów przez USA w tej części świata.
Po czwarte, rezygnację z debanderyzacji Ukrainy, zadawalając się enigmatycznymi wzmiankami o odrzuceniu tej ideologii.
Po piąte, pomimo deklaracji formalnego nieprzyjmowania Kijowa do NATO, państwo to pozostanie w ścisłej orbicie wpływów tej organizacji, włączając w to gwarancje bezpieczeństwa na wzór artykułu 5 traktatu Paktu, współpracę wojskową, zbrojenia itp.
W zasadzie wszystkie punkty tzw. planu pokojowego, poza tymi, które chronią interesy Waszyngtonu, mają charakter otwarty, podatny na interpretacje, zmiany i wysuwanie oskarżeń o nieprzestrzeganie postanowień, natomiast wszystkie rzekome koncesje na rzecz Rosji, takie jak znoszenie etapami sankcji i możliwości jej ponownego włączenia w nurt zachodniej gospodarki oraz polityki, charakter warunkowy i postulatywny.
Najważniejszym natomiast jest, iż ewentualne przyjęcie takiego planu nie likwiduje żadnej z przyczyn wybuchu konfliktu i nie gwarantuje trwałego pokoju w Europie, ale raczej te przyczyny utrwala i wprowadza groźbę ponownego wybuchu o zasięgu i skutkach wielokrotnie większych niż obecna faza konfliktu.
Tak naprawdę mamy do czynienia z obleczonym w inne słowa postulatem bezwarunkowego zawieszenia broni, po którym się zobaczy co będzie dalej, które to zawieszenie broni ma zapobiec załamaniu się frontów ukraińskiej, osłabionej już obrony i które ma dać czas na reorganizację, uzupełnienie i zaopatrzenie sił ukraińskich oraz dokończenie przygotowań do wojny ze strony szeregu państw europejskich wspieranych bardziej lub mniej otwarcie przez Stany Zjednoczone.
Wyjaśnienia dlaczego więc większość europejskich jastrzębi protestuje przeciwko owemu planowi, nazywając go kapitulacją przed Rosją, mają charakter wewnątrzunijny i wymagają osobnego omówienia.
Z punktu widzenia Rosji na obecnym etapie i przy takim kształcie dokumentu, nie istnieją żadne widoczne powody nie tylko do jego podpisania, ale również do poważnej dyskusji nad jego modyfikacją, chyba iż przyjmiemy, iż owa dyskusja ma wyłącznie charakter pozorny i jest prowadzona po to, aby odrzucając natychmiast projekt nie utrwalać przeświadczenia, iż Moskwa jest przeciwna pokojowemu rozwiązaniu konfliktu.
Co więcej, dziś po czterech latach krwawej również dla Rosji wojny, nagłe podpisanie dokumentu, który po uważnej analizie mało odbiega od aktu kapitulacji, byłoby niebezpieczne dla samego Putina i otaczającej go grupy. Protesty wewnętrzne w Rosji mogłyby zaszkodzić stabilności tego państwa bardziej, niż setki wszelkich możliwych sankcji i cztery lata ciągle nierozstrzygniętych zmagań na froncie.
Globalna w większości zakulisowa i pozostająca w ciszy polityka, nie jest jednak polityką, jaką możemy interpretować wprost i bezpośrednio, kierując się doniesieniami prasowymi oraz prosta logiką. Konflikt na Ukrainie a tak naprawdę wojna Zachodu z Rosją, mają wielekroć głębsze przyczyny niż nam to się powszechnie wydaje i zasięg wykraczający poza obszar jednego albo choćby dwóch kontynentów. Wyjaśnienie tego co się w tym obszarze dzieje w zakresie powiązań konfliktu z globalnym wrzeniem, wymaga jednak odrębnej analizy.
Tutaj tylko pragnę zasygnalizować, iż ewentualna zgoda Kremla na poważne potraktowanie inicjatywy Trumpa może wynikać między innymi z presji niektórych przywódców globalnego Południa, zaniepokojonych chaosem wtórnych sankcji, absurdalnych, nakładanych po uważaniu ceł i dekompozycją globalnych rynków grożącą kryzysem i tąpnięciem wielu gospodarek, dążących do wyzwolenia się spod dyktatu dolara oraz instytucji zachodnich. Gospodarek na dzień dzisiejszy ciągle słabo zintegrowanych i przygotowanych do zastąpienia dotychczasowego systemu rozliczeń, infrastruktury transportowej, ubezpieczeniowej i finansowej oraz borykających się z gaszeniem kolejnych, rozpalanych przez służby zachodnie, kryzysów i konfliktów na wszystkich rodzących się nitkach „pasa i drogi”, które zastąpić miały dyktat morskiej, zdominowanej przez zachód komunikacji. Ale to również odrębny temat. Dziś dodać trzeba jedynie, iż wydaje się prawdopodobne, iż kraje takie jak Indie, Brazylia, Kraje Arabskie a choćby Chiny, nasilają presję na Rosję aby ta zakończyła lub zamroziła konflikt na Ukrainie, dając czas na ustabilizowanie sytuacji gospodarczo-ekonomicznej państw globalnego południa oraz zakończenie procesów integracji.
Drugim czynnikiem, jaki może wpływać na zgodę na przyjęcie przez Rosję kompromisowego (mocno zmodyfikowanego) planu zakończenia tego etapu konfliktu, mogą być czynniki wewnętrzne. Z jednej strony obciążenie wieloletnią wojną i sankcjami, z pewnością dużo kosztuje gospodarkę. Z drugiej strony straty ludzkie, również dla kraju wielkości Rosji, są bardzo dotkliwe i rodzące konsekwencje społeczne oraz zmęczenie wojną w dużych grupach ludności. Musimy wiedzieć, iż dziś Rosja tak naprawdę samotnie dźwiga ciężar zbrojnej konfrontacji z koalicją Zachodu, będąc jedynie zakulisowo i w niewielkim stopniu wspierana przez państwa takie jak Chiny. Nie bez znaczenia mogą być również naciski niektórych grup rosyjskiej elity i biznesu, przyzwyczajonych do kontaktów z Zachodem i naciskających otoczenie Putina na przywrócenie w miarę normalnych stosunków, choćby za cenę istotnych ustępstw oraz rezygnacji z pierwotnych celów operacji rozpoczętej przed czterema laty.
Czas pokaże co dalej z tzw. planem Trumpa. Wymaga on z pewnością bardziej pogłębionej analizy, zwłaszcza z punktu widzenia interesów Europy, polityki utrzymania dominacji Stanów Zjednoczonych, BRICS i innych państw globalnego południa, tym niemniej jednak nie wróżę tej propozycji długiego żywota a nade wszystko zrodzenia owocu, którym byłby pokój…
Andrzej Górzny
fot. wikipedia











