Każde dziecko przed i po narodzeniu zachowuje tę samą przyrodzoną godność i przysługuje mu prawo do życia, prawo do tożsamości, poznania swoich rodziców, etc. Mówi o tym w szczególności preambuła międzynarodowej Konwencji o prawach dziecka, stanowiąc, iż „dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym adekwatnej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu” – mówi w rozmowie z PCh24.pl Katarzyna Gęsiak, Dyrektor Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Instytutu Ordo Iuris.
Szanowna Pani dyrektor, Paryż, Bruksela, Mediolan, Sydney, Berlin – to tylko niektóre z miast, gdzie organizowane są wydarzenia nazywane „targami dzieci”. Pod płaszczykiem patetycznych haseł o rodzicielstwie, macierzyństwie, ojcostwie etc. wystawcy z całego świata oferują m.in. in vitro z doborem cech genetycznych dziecka, adopcję dzieci przez ludzi samotnych bądź tzw. pary homoseksualne, dostarczenie męskiego nasienia bądź żeńskich komórek jajowych, czy surogację. Jaka w związku z tym jest prawna – jakkolwiek to nie zabrzmi – definicja dziecka? Kim jest dziecko według prawa? Z jednej strony okazuje się bowiem, iż kobieta w ciąży nie ma pod sercem dziecka, tylko coś, co można „usunąć”. Z drugiej organizuje się „targi”, żeby chcący mogli wejść w posiadanie dziecka. Z jednej strony handel ludźmi jest zakazany, a podczas „targów dzieci” za odpowiednią kwotę odpowiednie instytucje mogą „załatwić adopcję”…
Tak, rzeczywiście opisana przez Pana redaktora sytuacja w rzeczywistości pokazuje skalę współczesnego relatywizmu. Co interesujące często te same środowiska dosłownie walczą o szeroki dostęp do bezpłatnej i nieograniczonej aborcji, promując jednocześnie finansowanie procedury in vitro czy surogację, czyli w praktyce handel dziećmi także tymi jeszcze nienarodzonymi. W tym kontekście pytanie o definicję dziecka wcale nie jest przesadzone. Zresztą w polskim prawodawstwie mamy taką definicję – w art. 2 ustawy o Rzeczniku Praw Pacjenta. Zgodnie z nią dziecko to „każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletniości”. Jest to jedyna i obowiązująca w Polsce definicja, która jasno wskazuje, iż prawo stanowione uznaje, iż dziecko to istota ludzka już od momentu poczęcia. Wydaje się to truizmem, ale myślę, iż w tej chwili trzeba wciąż przypominać, iż dziecko nienarodzone to człowiek. Przeciętny obywatel nie pochyla się nad dylematami bioetycznymi, a z Internetu, z mediów a choćby od czołowych polityków w kraju i poza granicami wciąż może usłyszeć, iż aborcja, in vitro czy surogacja są zjawiskami pozytywnymi. Tymczasem aborcja, surogacja, in vitro godzą w podstawowe prawa każdego człowieka – prawo do życia, prawo do tożsamości, etc.
Czy możemy się spodziewać, iż w przyszłości któryś kraj bądź któraś organizacja międzynarodowa ogłosi nową definicję, kim jest dziecko? A może już tak się stało? Pytam, ponieważ z podobną sytuacją mamy do czynienia w Kanadzie, gdzie powstają nowe definicje tego, kim (bądź czym) jest kobieta, kim (bądź czym) jest mężczyzna, kim (bądź czym) jest człowiek etc.
Myślę, iż ta tendencja będzie utrzymana także w odniesieniu do dzieci. Mam tutaj na myśli redefiniowanie takich podstawowych i – wydawałoby się jasnych dla wszystkich – pojęć jak „kobieta”, „mężczyzna”, „rodzina”, czy właśnie „dziecko”. Współcześnie próbuje się zmieniać rozumienie tych terminów i nadawać im inne znaczenie, które nie jest oparte na żadnych obiektywnych kryteriach, np. biologicznych. Przykładowo, próbuje się wmówić nam, iż kobietą jest nie tylko osoba posiadająca takie cechy biologiczne, ale również mężczyzna samo-identyfikujący się jako kobieta pomimo posiadania męskich cech biologicznych. To samo dotyczy dzieci – lobby np. aborcyjne i surogacyjne dąży do tego, żeby dorośli odmiennie patrzyli na dziecko w zależności od tego w jakiej sytuacji życiowej się znajdują – inaczej gdy matka rozważa aborcję, inaczej gdy dziecko jest przez rodziców oczekiwane.
Podczas tegorocznych „targów dzieci” w Paryżu tamtejsi „wystawcy” mieli pomagać zainteresowanym „obchodzić prawo”. Chodzi m. in. o surogację, która we Francji wprawdzie jest zakazana, ale jest za to legalna np. w Grecji, Finlandii, USA, czy Czechach i to tam „wystawcy” mieli załatwiać zainteresowanym „zastępcze matki”. Takich „ofert” było dużo więcej. Przypomniała mi się tutaj sytuacja z polskiego podwórka sprzed trzech lat, kiedy to po wyroku TK stwierdzającego niezgodność tzw. aborcji eugenicznej z ustawą zasadniczą, na mocy którego zakazano w Polsce zabijania dzieci nienarodzonych podejrzanych o chorobę, Jarosław Kaczyński powiedział: „Są ogłoszenia w prasie, które każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie i może sobie taką aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”. Zapytam wprost: czy to jest normalne? Nie chodzi przecież tutaj o jakieś głupoty typu „zakaz częstowania niedźwiedzi piwem”, a takowy obowiązuje w jednym ze stanów w USA. Tutaj chodzi o sprawy życia i śmierci, o ludzką godność, o prawo do życia, a w przypadku surogacji również o handel ludźmi!
To nie jest normalne, chociaż niestety staje się normą… Co mam na myśli? To, iż dla coraz większej grupy ludzi (w tym jak widzimy ludzi zajmujących wysokie stanowiska w państwie…) zwyczajnym staje się, iż organizacje aborcyjne regularnie i bezkarnie (!) łamią prawo, pomagają w zabijaniu nienarodzonych dzieci i ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji. Dla dużej części społeczeństwa nieanalizującego powagi tej sytuacji, to staje się normą. Ale faktem jest, iż to nie jest normalne, przecież nie tak powinno być. Każde dziecko przed i po narodzeniu zachowuje tę samą przyrodzoną godność i przysługuje mu prawo do życia, prawo do tożsamości, poznania swoich rodziców, etc. Mówi o tym w szczególności preambuła międzynarodowej Konwencji o prawach dziecka, stanowiąc, iż „dziecko, z uwagi na swoją niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, w tym adekwatnej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu”.
„W lutym 2016 roku, za prezydentury Obamy w USA, New York Times ujawnił, iż sekretarz obrony Ashton B. Carter przygotował uruchomienie programu, który w ciągu pięciu lat miał kosztować około 150 milionów dolarów: chodziło o sfinansowanie zamrożenia oocytów, a także spermy wojskowych. Liczono, iż dzięki temu armia USA stanie się bardziej prorodzinna, a jej liczebność przestanie spadać. Szczególnie szło o personel żeński, kobiety bowiem częściej niż mężczyźni porzucają karierę wojskową po dziesięciu latach służby, kiedy zegar biologiczny daje o sobie znać”, pisał w książce „Dzieci na zamówienie” Jean-Francois Bouvet. W największym skrócie chodzi o to, iż od młodych kobiet w wieku 20-23 pobiera się komórki jajowe, następnie przechowuje w odpowiednich warunkach przez kilkanaście lat, a kiedy skończą 40 lat zwraca się je im, żeby mogły zajść w ciążę. Tłumaczy się to tym, iż zapłodnienie komórki jajowej 20-latki jest dużo bardziej prawdopodobne niż 30-, 35-, czy 40-latki. Z drugiej jednak strony – czy państwo ma prawo składać obywatelom tego typu „propozycje” i czy etycznym jest finansowanie tego typu programów?
To jest zjawisko, które można określić jako „zabawa w Pana Boga” – człowiek bowiem próbuje zastępować naturę i sztucznie sterować ludzkim organizmem. Rozpatrywałabym to w kategoriach eksperymentu – zobaczmy na co jeszcze możemy sobie pozwolić, co ludzki organizm zdoła udźwignąć (w kontekście opóźniania wieku prokreacji), a czemu już nie podoła. Takie próby modyfikacji organizmu, przesuwania granic jego możliwości uważam za nieetyczne. Są one tym bardziej nieetyczne, iż przy niepowodzeniu takich programu ponownie drastycznie ingeruje się w „naturę” często kosztem ludzkiego życia. Myślę tutaj o niepowodzeniach procedury in vitro, przy której ryzyko wystąpienia nieprawidłowości rozwojowych u dziecka jest znacznie wyższe niż w przypadku naturalnego poczęcia, a które medycyna następnie „eliminuje” proponując rodzicom aborcję eugeniczną. Ten rodzaj aborcji, który został zakazany na mocy wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r.
Kolejna kwestia to handel komórkami jajowymi młodych kobiet. Okazuje się, iż jest to w tej chwili prężnie rozwijający się biznes, który za niedługo stanie się prawdopodobnie normą. Jeszcze raz zacytuję książkę „Dzieci na zamówienie”:
„Lucie Robequain, nowojorska korespondentka dziennika Les Echos, badała niezwykle lukratywny rynek dzieci w USA. Co zaprowadziło ją do New York Fertility Institute, gdzie spotkała Majida Fateha. Dziennikarka ujawniła, iż lekarz, publikując co cztery miesiące ogłoszenia w gazecie uczelnianej, zwykł pozyskiwać dawczynie komórek jajowych w słynnym Columbia University, także mieszczącym się na Manhattanie. A co z ceną za te wyjątkowe gamety? Studentki mierzące powyżej 175 centymetrów i legitymujące się doskonałymi wynikami SAT – odpowiednika matury – mogą liczyć choćby na 40 tysięcy dolarów za swoją partię oocytów. Dziewczyny normalne zadowalają się 10 tysiącami dolarów, precyzuje artykuł w Les Echos. I wszystko jest dokładnie sprawdzane: Dawczyni musi wypełnić trzydziestostronicową ankietę, w której szczegółowo prezentuje swoją charakterystykę fizyczną i intelektualną, życie seksualne, talenty artystyczne i nawyki żywieniowe. Nasze klientki wiedzą o dawczyni więcej, niż będą kiedykolwiek wiedziały o swoim mężu! A więc klientki, a nie pacjentki.
Ile dziesiątek tysięcy dolarów New York Fertility Institute byłby gotów płacić za oocyty pochodzące od studentek jeszcze bardziej prestiżowej uczelni, jaką jest Uniwersytet Harvarda?”.
Co interesujące najczęściej zakupem komórek jajowych są zainteresowane tzw. pary jednopłciowe, głównie homoseksualiści, którzy następnie przekazują „towar” surogatce… I tak to się kręci… Proszę o komentarz.
Najlepiej tę sytuację opisuje słowo: biznes. Myślę, iż po prostu kryją się za tym ogromne pieniądze. o ile dawczyniom gamet oferuje się takie sumy, to proszę sobie wyobrazić jakie zyski muszą osiągać firmy, które pozyskują te komórki. Na całej tej sytuacji zarabiają firmy, ale zdaje się nie tylko podmioty będące w rękach prywatnych… Z pewnością możemy zauważyć jak w tej chwili kreuje się popyt na określone – w tym przypadku – usługi, by potem korzystać z ogromnego zainteresowania tymi usługami wśród społeczeństwa. Nie ulega wątpliwości, iż oszukuje się ludzi tworząc iluzję szczęścia, które mają rzekomo dać – z jednej strony pieniądze zarobione gwałtownie w wyniku oddania gamet, czy oferowana usługa, np. „idealne” dziecko powołane do życia z wykorzystaniem tych komórek. Życie jednak gwałtownie „wystawia rachunek” za takie bezkrytyczne podążanie za nowoczesnością i np. okaże się, iż dziewczyny, które tak chętnie oddawały swoje komórki w przyszłości nie będą mogły zajść w ciążę.
Przejdźmy do kluczowej kwestii, jaką jest eugenika dla niepoznaki nazywana genetyką. Niektóre państwa jak np. Tajlandia „zapewniają” przyszłym rodzicom „możliwość wyboru płci dziecka”. Ponadto prowadzi się liczne badania nad zapewnieniem dziecku odpowiednich cech, typu kolor oczu, kolor włosów etc. oraz wyższej inteligencji. jeżeli w czasie ciąży okaże się, iż „coś poszło nie tak” wówczas oferuje się klientom aborcję. Czy eugenika jest prawnie dozwolona? Czy to wszystko, co działo się w czasie II Wojny Światowej nic nikogo nie nauczyło? Czy można „bawić się” ludzkim genomem oraz – jak pokazuje rzeczywistość – ludzkim życiem?
Myślę, iż zasadniczo odpowiedzi na te pytania można znaleźć powyżej. Wydaje się jednak, iż procedury o charakterze eugenicznym ukrywa się teraz pod przyjemnymi, a choćby szczytnymi hasłami i przedstawia jako służące szczęściu jednostek, ale i pomyślności ogółu ludzkości. Niezależnie od tego, trzeba pamiętać, iż chociażby Kodeks Etyki Lekarskiej wprowadza ograniczenia w zakresie ingerencji w ludzki genom. Na przykład art. 51h ust. 3 KEL stanowi, iż „lekarz może dokonać interwencji w obrębie ludzkiego genomu wyłącznie w celach profilaktycznych lub terapeutycznych”, a wszelkie eksperymenty z udziałem człowieka powinny uzyskać pozytywną ocenę niezależnej komisji etycznej (art. 46 KEL). Generalnie więc „zabawa” ludzkim genomem, przeprowadzanie eksperymentów z udziałem ludzi w teorii są obwarowane ograniczeniami, jednak w praktyce często te ograniczenia okazują się iluzoryczne. Analogiczną sytuację mamy z udzielaniem pomocy w aborcji z art. 152 par. 2 kodeksu karnego – przepisy wprawdzie uznają ten czyn za przestępstwo, ale prokuratura odmawia ścigania sprawców takich przestępstw i dalej działają oni swobodnie np. dostarczając kobietom tabletki poronne.
Żeby tego wszystkiego było mało… Coraz częściej słyszymy o następujących przypadkach: mamy tzw. parę homoseksualnych kobiet. Jedna z nich zostaje zapłodniona i jest w ciąży. Po kilku, kilkunastu dniach lekarze „wyjmują” z niej zarodek i „wszczepiają” drugiej kobiecie. Robi się to po to, żeby ogłosić światu, iż dziecko „NAPRAWDĘ MA DWIE MAMY”. Niedługo prawdopodobnie doczekamy się tego typu działań w Polsce. Tylko co na to wszystko polskie prawo?
Prawo nie określa takich sytuacji. To znaczy, postęp w medycynie i tego rodzaju usługach, a ponadto pomysłowość ludzka jak jeszcze skomplikować sprawę macierzyństwa (jak w opisanym przez Pana Redaktora przypadku) wyprzedzają regulacje prawne. W polskim kodeksie rodzinnym i opiekuńczym przyjęto, iż matką dziecka jest kobieta, która je urodziła. Także zgodnie z prawem matką dziecka będzie właśnie ta kobieta. Z tego co się orientuję, póki co polskie sądy odmawiają uznawania jako rodziców par homoseksualnych, ale niestety obawiam się, iż jest to kwestia czasu, bowiem sprawy takie bazują na określonej interpretacji prawa. A ta może się zmienić, jak chociażby stanowiska komitetów ONZ, które na przestrzeni lat zliberalizowały swoje stanowisko w kwestii ochrony życia.
Skoro już jesteśmy przy Polsce. Minister Kotula powiedziała, iż „legalna aborcja to za mało. Potrzebna jest w Polsce jeszcze legalna sterylizacja”. Proszę o komentarz.
Tego rodzaju pomysły lewicowych polityków określiłabym jako silnie toksyczne i szkodliwe ale zawsze „owinięte” w opakowanie z hasłami służenia społeczeństwu, dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. W Polsce znamy to z okresu „słusznie minionego”. Obecnie, to nie jest nic nowego. Myślę, iż absurdalność tego pomysłu powoduje, iż szkoda go jakoś obszerniej komentować.
Na koniec chciałbym zapytać o pomysł żywcem wyciągnięty z „Nowego wspaniałego świata” Aldousa Huxley’a. Chodzi mi o „produkcję ludzi w tzw. sztucznych macicach” nad którą pracują walczące ze zbliżającą się katastrofą demograficzną Chiny. Kiedy kilka miesięcy temu Instytut Ordo Iuris przygotował na ten temat obszerny materiał wówczas strona lewicowo-liberalna nazywała pracowników instytutu głupcami, kłamcami i naiwniakami, którzy rozpowszechniają bajki na podstawie niesprawdzonych informacji. Okazuje się, iż eksperymenty w tej sprawie realizowane są od ponad dekady. W przeszłości udało się „wyhodować w sztucznej macicy” np. owcę, a teraz podobno główny nacisk jest kładziony na próby „odtworzenia więzi” między dzieckiem a matką. Czy taka właśnie czeka nas przyszłość?
Głęboko wierzę, iż nie. Musimy pamiętać, iż plany i pycha ludzka to jedno, ale prawa Boże i stworzonej przez niego natury, w tym człowieka – to drugie. Oczywiście prace nad tym eksperymentem prawdopodobnie będą kontynuowane, być może choćby uda się doprowadzić do sytuacji, w której rozwój prenatalny dziecka w całości będzie technicznie możliwy poza organizmem matki, ale – jak już wspomniałam wcześniej – natura ludzkiego organizmu ma swoje ograniczenia i każda próba przełamania tych barier prędzej czy później kończy się tragicznie. Być może tak jak w przeszłości eksperymenty na ludziach niestety pochłoną wiele ofiar zanim ludzie uzmysłowią sobie, iż pewnych granic przekraczać nie mogą. Przytoczony przez Pana pomysł z „hodowlą” ludzi jest ewidentnym przekroczeniem takiej granicy i przez to wierzę, iż nie ma szans na powodzenie.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek