6.11.25. Gdy nie wiesz, o co chodzi...
Była w poprzednich Zapiskach mowa o lekturach na temat Rosji i mentalności tych, którzy – jak bohaterowie pewnego reporterskiego cyklu dotyczącego rosyjskich problemów – „chcą takiego jak Putin” (zob. Barbara Włodarczyk, Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021). Przy okazji warto może przypomnieć, iż w 2016 roku, w reżyserii autorki sygnalizowanych wyżej reportaży, powstał też film dokumentalny Goodbay America… Nawiązywał on do propagowanego przez Nikitę Chruszczowa rosyjskiego hasła z czasów Związku Radzieckiego: „Dogonić i przegonić Amerykę”.
Dziś poprzez wybrane lektury przeniesiemy się między innymi właśnie do Ameryki, która po raz drugi wybrała sobie na prezydenta Donalda Trumpa lansującego hasło „Make America Great Again”. Możliwe, iż stworzy to pole do namysłu, kto, kogo, a zwłaszcza pod jakim względem stara się teraz doganiać.
Niedawno na przykład, konkretnie w lipcu tego roku, nakładem Wydawnictwa Czarne ukazało się polskie tłumaczenie niezwykłego reportażu, tym razem autorstwa dziennikarki amerykańskiej – Katherine Stewart. Przedstawiane w nim problemy oraz ilustrujące je przykłady, choć w detalach dotyczą Ameryki, de facto odkrywają i pozwalają nazywać analizowane przez autorkę tendencje w wymiarze wręcz globalnym. W tym między innymi u nas, o czym dalej też przyjdzie wspomnieć.
Tytułowa metafora reportażu Stewart mówi w każdym razie sama za siebie: Wyznawcy władzy (przeł. Jarek Westermark, Wołowiec 2025), co dałoby się przetłumaczyć także jako: Czciciele władzy (w oryginale: The Power Worshippers) i co jednoznacznie wskazuje, iż władza może być traktowana jako tożsama z religią. Podtytuł reportażu konkretyzuje podjęty w nim problem: Religijny fundamentalizm i polityka w USA.
Istota tak zapowiedzianych analiz formułowana jest w rzeczonej książce wyraziście od razu we wstępie. Podstawowe założenie amerykańskich „wyznawców władzy” wynika mianowicie – według ustaleń Katherine Stewart – z twierdzenia, iż Ameryka od zarania była państwem chrześcijańskim. Oznacza to obowiązek życia według reguł sformułowanych w Biblii. Myślenie i odpowiadające takim założeniom działania autorka pracy określa w konsekwencji jako „chrześcijański nacjonalizm”, charakteryzując go, jak następuje:
Nacjonalizm chrześcijański to nie wyznanie religijne, ale – w moim przekonaniu – ideologia polityczna. Propaguje mit, zgodnie z którym republika amerykańska u swego zarania była państwem chrześcijańskim. Kieruje się założeniem, iż legalność rządu opiera się nie na przyzwoleniu rządzonych (consent of the governed), ale na wierności doktrynom istniejącym w obrębie konkretnego dziedzictwa religijnego, etnicznego czy kulturowego. Domaga się, aby podstawą naszego ustawodawstwa była nie wyważona debata prowadzona przez instytucje demokratyczne, tylko ściśle określona interpretacja Biblii. Definiuje go lęk, iż naród porzucił prawdy, które niegdyś czyniły go wielkim. Nacjonalizm chrześcijański spogląda w przeszłość, na fikcyjną historię Ameryki, założonej rzekomo w duchu religijnym. Patrzy też w przyszłość, w której jego wersja religii oraz jej wyznawcy wraz ze swoimi politycznymi sojusznikami zajmują uprzywilejowane miejsce w dziedzinie polityki i prawodawstwa (Wyznawcy…, s, 10-11).
Już tyle choćby wystarczy, aby zauważyć, iż analizowane przez autorkę reportażu tendencje prowadzą do zastąpienia demokracji autorytaryzmem, w którym ci, którzy wiedzą, jak trzeba żyć, wskażą innym określone reguły i będą pilnować ich przestrzegania. Wszystko to wydarzy się zaś na skrzyżowaniu religii, władzy i kasy – wprowadzanie charakteryzowanych tu porządków bez udziału oligarchów finansujących odpowiednie działania nie byłoby wszak możliwe. W następstwie to oni właśnie mają sprawować władzę. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze, jak poucza stare przysłowie. Za nimi idzie władza, a przy jej zdobywaniu dobrze jest posłużyć się religią. Autorka mówi o tym tak:
Zbyt długo już amerykański ruch chrześcijańsko-nacjonalistyczny pozostawał niezrozumiany i lekceważony. Większość obywateli naszego kraju postrzega go w kategoriach kulturowych – uważają oni, iż jest skupiony na kwestiach społecznych, takich jak aborcja czy małżeństwa jednopłciowe oraz na walce o sprawy symboliczne: pomniki czy odmawianie modlitw w miejscach publicznych. Religijna prawica stała się jednak z czasem o wiele silniejsza i wyznaczyła sobie poważniejsze cele, choć reprezentuje przy tym interesy węższej grupy obywateli. Wcale nie mówimy o ruchu społecznym czy kulturowym. To ruch polityczny dążący do zdobycia władzy. Nie chce być jedynie kolejnym głosem w ramach amerykańskiej pluralistycznej demokracji, ale zastąpić nasze podstawowe wartości i instytucje ustrojem opartym na szczególnej wersji chrześcijaństwa – zgodnie z tym, co niektórzy wyznawcy nazywają „światopoglądem biblijnym”. Służy ona, dziwnym zbiegiem okoliczności, interesom fundatorów ruchu oraz sprzymierzonym z nimi politykom. Ruch ma niewielkie szanse na realizację swoich najbardziej ekstremalnych zamierzeń, już teraz zdołał jednak doprowadzić do obniżenia poziomu debaty politycznej i podzielić kraj, rozpalając konflikty na tle religijnym. To nie jest wojna kulturowa. To jest wojna polityczna o przyszłość demokracji (Wyznawcy…, s. 9-10).
Przedstawiany reportaż nie wspomina o katolicyzmie. Uwagę skupia przede wszystkim na istotnych dla Ameryki denominacjach protestanckich. Jest zaś rezultatem zarówno dziennikarskiego śledztwa, jak i tzw. obserwacji uczestniczącej. Autorka wyraźnie to podkreśla:
Przez ostatnich dziesięć lat brałam udział w konferencjach, spotkaniach czy naradach, podczas których aktywiści stojący na czele ruchu omawiali strategie działania. Piłam kawę z „wyleczonymi z gejostwa” pastorami zajmującymi się mobilizacją „prorodzinnych” wyborców. Przez całe noce wymieniałam maile z kobietami i mężczyznami pragnącymi zbudować Stany Zjednoczone na nowo, zgodnie z wytycznymi „prawa biblijnego” (Wyznawcy…, s. 8).
Impulsem do badań i obserwacji przedstawianych w reportażu Stewart było, jak się zdaje, doświadczenie związane z edukacją jej córki. Mówią o tym pierwsze zdania wstępu:
Jeszcze kilkanaście lat temu nie pomyślałabym, iż kiedyś napiszę tę książkę. Gdy w 2009 roku pewni starsi państwo z innego miasta postanowili zorganizować i prowadzić klub biblijny w kalifornijskiej szkole podstawowej mojej córki, wszyscy patrzyli na nich jak na przybyszów z obcej planety próbujących wkręcić się na imprezę plażową. Celem klubu miało być przekonywanie dzieci – w tym pięciolatków – iż jeżeli nie będą stosować się wprost do zasad wiary chrześcijańskiej, po śmierci czeka je wieczność w ogniu piekielnym (Wyznawcy…, s. 7).
Obserwacje Stewart opisane zostały przez nią w dwunastu rozdziałach. Centrum uwagi w każdym z nich zajmuje nieco inny aspekt, inni przedstawiciele i inne mechanizmy uruchamiające religijny fundamentalizm. Zawsze natomiast znajdziemy tam znaczące cytaty z przemówień przedstawianych polityków i przywoływane przez nich w różnych okolicznościach na potwierdzenie swych racji fragmenty biblijnych zapisów.
Niesłychane jest zaś to, iż większość tych „amerykańskich poglądów” znamy nad wyraz dobrze nie z wystąpień Trumpa i innych amerykańskich polityków, ale z wypowiedzi polityków polskich, które wygłaszają oni w odniesieniu do życia w Polsce. Stale słyszymy na przykład o konieczności utrwalania wartości rodzinnych i poszanowaniu tradycji, o szaleństwie propagandy proaborcyjnej, a także o tym, iż „prawdziwi Polacy”, podobnie jak „prawdziwi Amerykanie”, mogą myśleć tylko według zasad tych, którzy walczą z aborcją i optują za świętością życia od poczęcia, znają „koncepcję zbawczego cierpienia” i nie przyszłaby im do głowy idea eutanazji. Nieraz słyszeliśmy, iż Bóg nakazuje kobietom „poddawać się woli mężów”, a dzieci karać fizycznie, jak również, iż nie wolno ustawać w ewangelizacji rozmaitych grup społecznych i trzeba w tym celu zakładać rozmaite duszpasterstwa, poświęcać nowe lokale oraz walczyć z tymi, którzy chcieliby wyeliminowania religii ze szkół. Słyszeliśmy, iż zajęcia dotyczące edukacji zdrowotnej są równe seksualizacji dzieci, prawa par jednopłciowych do zawierania małżeństw nie powinno się w żadnym razie przyjmować, homoseksualizm trzeba leczyć, Darwin ma wiele wspólnego z gejami, a ekologia jest szatańskim wymysłem.
Amerykanie wiedzą ponadto, iż Bóg „nie chciał, by rasy ludzkie się ze sobą mieszały”, więc to jasne, iż wprost z Boskiego nakazu zdanie białych heteroseksualnych mężczyzn zawsze musi być górą i od nich mają zależeć prawa człowieka, a niewolnictwo jest biblijnie uzasadnione. Mit o wieży Babel dowodzi poza tym wyraźnie, iż Biblia nakazuje „narodom” zachować odrębność poprzez „granice i bariery”. Amerykanie wiedzą również, iż Bóg „krzywo patrzy na nielegalnych migrantów”, idea rozdziału Kościoła od państwa jest niebiblijna, a społeczeństwom powinni przewodzić to kapłani, sprawa podatków ma być kształtowana zgodnie z nakazami biblijnymi. Jest poza tym jasne, iż wszelkie fizyczne niepełnosprawności, choroby i trzęsienia ziemi są konsekwencjami niewiary. I tak dalej, i tym podobnie. Generalnie więc trzeba „przedstawiać Bożą perspektywę na kwestie państwowe”, pamiętając nieustannie, iż cała prawda o świecie zawarta jest w Biblii, która aktualnie nakazuje Amerykanom wprost współpracę z Trumpem (zob. Wyznawcy…, s. 64, 70). Nic dziwnego, iż jakiś czas temu dyskutowano tam choćby o ustanowieniu dnia modlitwy za Trumpa…
Ostatni rozdział reportażu Stewart to relacja dotycząca Światowego Kongresu Rodzin, który odbywał się w 2019 roku w Weronie. Tu przeczytamy, że:
Ruch chrześcijańsko-nacjonalistyczny w Stanach Zjednoczonych, będący tematem [omawianej] książki, stanowi jedynie fragment coraz gęstszej sieci oplatającej cały świat. Globalna święta wojna przebiega w każdym kraju nieco inaczej, ale jej istota i charakter pozostają zadziwiająco niezmienne (Wyznawcy…, s. 306).
W konsekwencji na wspomnianym kongresie pojawiły się wystąpienia przedstawicieli różnych krajów, w tym Wielkiej Brytanii w kontekście jej decyzji o „Brexicie”, Węgier, Polski czy Rosji i całkiem dobrze widoczny był w nich relacjonowany wyżej amerykański obraz świata…
Zainteresowani lekturowym rozszerzeniem diagnoz z reportażu Stewart i pogłębieniem wglądu w diagnozowane przez nią amerykańskie wyobrażenia o świecie, intersujące materiały znajdą na przykład w książce Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny Matthew Hongoltz-Hetlinga (przeł. Hanna Pasierska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025), jak również w wydanej pod koniec września pracy Piotra Tarczyńskiego pt. Oślizgłe macki, wiadome siły. Historia Ameryki w teoriach spiskowych (Znak Litera Nowa, Kraków 2025). Na temat podjęty w pracy Tarczyńskiego i w związku z nią wart uwagi jest poza tym tekst Roberta Stefanickiego pt. Przypadek? Nie sądzę opublikowany na stronach najnowszego wydania „Książek. Magazynu do Czytania” (zob. nr 5. z 2025, s. 73-77).
Gdyby z kolei w kontekście przywołanych lektur chciał ktoś gruntowniej przyjrzeć się sprawom naszego własnego kraju oraz naszego rodzimego mitu na temat początków polskiego państwa, do polecenia byłaby Marii Janion Niesamowita słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006) czy Karola Modzelewskiego Barbarzyńska Europa (Iskry, Warszawa 2004), a przede wszystkim Gehenna. Kościelna okupacja Polski Artura Nowaka i Stanisława Obirka (Agora, Warszawa 2025). W związku z problematyką tej ostatnio pracy wiele pomaga zrozumieć także książka Kamila Janickiego Dziesięcina. Prawdziwa historia kleru w dawnej Polsce (Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2025).
Na koniec, jak zawsze, uwaga na temat edukacji. Wróćmy w związku z tym zatem do reportażu Stewart. W pewnym miejscu bowiem eksponuje w nim autorka fakt, który wydaje się niezwykle znamienny. Otóż, „wyznawcy władzy” nie bez powodu rozpoczynają swe działania od instalowania grupy propagujących ich model świata przede wszystkim w szkołach. Stawiają przy tym na „mariaż oświaty i wielkiego kapitału” (Wyznawcy…, s. 16). To znaczy, iż chodzi im zarówno o zapanowanie nad systemem edukacyjnym, w tym o zapobieganie sekularyzacji społeczeństwa, jak i o korzystanie bez opłat ze szkolnych budynków między innymi w trakcie rozmaitych propagandowych akcji. Nasi lokalni „wyznawcy władzy” oczywiście także bez wahania stawiają na edukację…













